17:00:00

Taka jestem! Alfabetycznie ;-)

Taka jestem! Alfabetycznie ;-)
  • Absurdy codziennego dnia nie są w stanie zmniejszyć mojego zachwytu nad życiem.
  • Być – to najpiękniejsze słowo świata. Wszystko dalej dopowiedzieć można jak tylko się chce. I wtedy jest jeszcze cudniej. LUBIĘ BYĆ... i …. i …. i Starą Kobietą też! Bycie każdemu zalecam :-)
  • Czasami warto zmienić zdanie, być odważnym, nie ulegać czarnym myślom – zaryzykować coś nowego dla radości, która nie zna wieku. Ciągle czegoś próbuję i kombinuję :-)
  • Dystans – do siebie i wszystkiego wokół już mam! Dlatego, że przestałam cierpieć z różnych powodów, a przede wszystkim użalać się nad sobą.
  • Eksperymentem zazwyczaj nazywa się coś, co się nie udało. Nawet gdyby moje życie za takie by uznano, to nie mam nic przeciwko dalszemu eksperymentowaniu :-)
  • Facet – mam wiedzę graniczącą z pewnością, że nie można go czynić czymś najważniejszym w swoim życiu, bo gdy odejdzie okazuje się, że „mniej niż zero” się ma (i bynajmniej nie chodzi mi o piosenkę Lady Pank ;-))
  • Grzeszę (nie jestem wyjątkiem, tutaj jestem zunifikowana;-)) – to nie znaczy, że czynię ciągle zło... bardziej, że nie czynię ciągle jeszcze dobra jakie być może powinnam – to wymaga skorygowania (wiem o tym).
  • Hipokryzja – nienawidzę jej, ale nie wiem czy mój mózg, który każe mi walczyć o byt nie doprowadza do takich wstydliwych (albo jeszcze gorzej;-) sytuacji. Nie wiadomo mi o takich, ale ktoś z boku ma prawo widzieć inaczej. Oby nie!
  • Choroba jest moim smutkiem, ale nie jest on w stanie zakłócić radości z powodu mojego istnienia (wciąż jeszcze :-)). Wierzę, że dopóki tak będzie, to ona nie wygra ze mną.
  • Irytacja – z każdym dniem jestem coraz bardziej tolerancyjna i nie zauważam też (specjalnie) irytacji innych osób, to pozwala mi udanie przeżywać dni, a osoby te wkurza (bo nic tak nie wkurza jak obojętność ;-)). Choć od jednej irytacji nie potrafię uciec. To od tej gdy ktoś ode mnie wie wszystko lepiej, w dodatku wie też co czuję i co powinnam. W takich sytuacjach liczę do stu, bawię się w Króla Ciszy, albo pomidora, albo wychodzę na chwilę (...i już nie wracam ;-)
  • Jestem spokojna, bo żyję teraźniejszością. Przeszłość mnie nie smuci tylko czerpię z niej mądrość, a przyszłość nie niepokoi, bo zbyt zajęta teraz jestem.
  • Kiedy przestałam się dostosowywać do pragnień, żądań innych i być taka jakby inni chcieli... od tego czasu jestem wolna
  • Lubią mnie psy, więc modlę się, żeby przy bliższym spotkaniu się na mnie nie zawiodły ;-)
  • Łatwość – nie doceniałam jak prosto, bez trudności pojęłam wiele rzeczy, jak wybroniłam z przeróżnych okoliczności, jak szybko nauczyłam, jak łatwo przychodzą do mnie różne zachowania, jak łatwo potrafię sobie wytłumaczyć... jak łatwo przystosowuję się. Doceniam, że mam ten dar: łatwość. Każdy powinien zastanowić się czy ma go, w jakiej dziedzinie i bardzo, bardzo szanować.
  • Miłość. Św. Augustyn mówił: „Tyle stajesz się z dnia na dzień piękniejszy, o ile wzrasta w tobie miłość. Bo miłość jest ozdobą duszy, jest jej pięknem” … codziennie rano budząc się z wdzięcznością przypominam sobie te słowa i kocham, wszystko kocham … żeby nie mieć zmarszczek ;-)) Ale bystrzacha ze mnie, co?
  • Nie poddaję się, zrozumiałam dlaczego. Nie będę dawać satysfakcji tym co mnie zranili i jeszcze mają ochotę na powtórkę i dalszej serii. Nic z tego!
  • Obrażanie się zupełnie mnie nie dotyczy. Nie obrażam się, nie planuję zaraz potem zemsty... tylko uruchamiam język cięty i wychodzę na swoje :-))
  • Pogrzeby i jubileusze: to takie same okazje - mówi się o ludziach dobrze. Różnią się tylko tym, że na jednej się płacze, a na drugiej uśmiecha. To nie jest szczere. Unikam ich jak ognia.
  • Robimy krucjaty w imię wartości, ciągle o nich się mówi, ale może trzeba po prostu nauczyć, pomagać ludziom dojrzewać do wartości. Moje wartości długo dojrzewały we mnie (przez co są silnie umocowane) i dzięki nim czuję się silna. Tymczasem lubię ludzi takimi jakimi są (niezależnie od tego, że ich głupota czasem mnie mrozi ;-), chamstwo odrzuca.
  • Samotność... najgorsze jest bycie z kimś, kto sprawia, że czujesz się samotnym. Miałam taki epizod, ale z drugiej strony byłam kochana i dlatego przetrwałam. Poza tym zrozumiałam, że lepiej być wyleniałą,  lecz z kłami wilczycą niż płaszczącą się psiną.
  • Śmieszy mnie, że gdy Nasi wygrywają jakiś mecz to są Nasi, ale gdy Nasi walą kogoś w łeb – to nie są Nasi , to są odszczepieńcy... jeden Nasz sportowiec stoi na najwyższym pudle to jest on Nasz, ale gdy tenże popełnia przestępstwo jest to wyjątek.
  • Tak wiele przeżyłam trudnych i ciężkich chwil, że teraz mam już tylko pewność, że może być tylko dobrze... choć ostatnio jak się schyliłam to zobaczyłam gwiazdy... dziwne! Kiedyś to w niebo patrzyłam by ujrzeć gwiazdy … trochę się zmieniło ;-)
  • Uśmiech towarzyszy mi od dziecka dlatego nauczyłam się odróżniać uśmiechy: szczęścia, siły, smutku, nadziei, zwycięstwa, fałszu, przyjemnego lekceważenia itd.... każdy jest mi znany. Wierzę w jego niepowtarzalną moc, która sprawia cuda.
  • Wykonując makijaż, żeby dobrze wyglądać... nie robię tego tylko dla siebie. Zawsze mam na uwadze, że mogę spotkać nowego przyjaciela albo starego wroga.
  • Zakochanie to stan, który przeżyłam wiele razy. To było jak obsesja... miłość przyszła znacznie później... jednak za wcześnie by przy niej pozostać do końca życia. Ale jeszcze wszystko przede mną!
  • Żart  - potrafię ze wszystkiego żartować... nie żeby trywializować, tylko tym sposobem przemagać trudne chwile. To zawsze się u mnie sprawdza, choć dla innych bywa niezrozumiałe. Ale to ich problem. Takich, cudzych, bzdurnych problemów się nie chwytam ;-)

Od A do KOŃCA … nieważne literki...
Mimo smutku, który rozrywa serce; gniewu, który roznosi doszczętnie; łez, których nie można pohamować; rozpaczy, od której głowa pęka; żalu, który nie pozwala oka zmrużyć; tęsknot niedających się zaspokoić …  trzeba być jak skała - twardym, a w środku wdzięcznością - miękkim i uśmiechem  - pięknym :-) 
Ja do tego dążę i całkiem nieźle mi to idzie :-)) 




19:28:00

Arganowy krem pod oczy i przeciwzmarszczkowy do twarzy

Arganowy krem pod oczy i przeciwzmarszczkowy do twarzy
Equilibra to marka, która jak dotąd jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Moja przygoda z nią zaczęła się od linii aloesowych produktów do włosów - szampon i odżywka sprawiły, że włosy mojej córki zostały odbudowane, zyskały na objętości i były cudownie nawilżone :) Zresztą... dochodziły mnie potem głosy, że sprawdziły się także u tych z Was, które zdecydowały się na zakup. :) Kolejne produkty Equilibra:  aloesowy żel antycellulitowy oraz genialny zdzierak, czyli modelujący peeling z solą także zdobyły moją sympatię. Equlibra to jednak nie tylko produkty aloesowe, ale także arganowe... jak dotąd przedstawiałam Wam olej arganowy oraz chusteczki do demakijażu - dwa bardzo fajne produkty. Dzisiaj przyszła pora na kolejne... arganowy krem pod oczy oraz przeciwzmarszczkowy. Produkty Equilibra dostaniecie w drogeriach internetowych, na stronie producenta, w zielarniach i Hebe. :) 



Arganowy krem pod oczy Equilibra ma lekką konsystencję, która szybko wchłania się w cienką skórę pod oczami. To co najbardziej lubię w produktach tej marki to ich duża naturalność - także w tym produkcie znajdziemy 98% składników pochodzenia naturalnego: głównie oleje roślinne: olej arganowy, olej ze słodkich migdałów, olej z pestek winogron, a także wyciąg z gardenii, kwas hialuronowy i witaminę E.
Dla mnie ten kremik ma zbyt rzadką konsystencję, nawilża i odżywia okolice oczu, być może opóźnia powstawanie zmarszczek - nie wiem, nie mam jak tego sprawdzić ;)  Nie wygładza spektakularnie zmarszczek - ale na to... już nie liczę ;) 

Fajne jest w nim to, że nie obciąża skóry wokół oczu, nie powoduje łzawienia ani pieczenia, sprawdzi się nawet na wrażliwej skórze, a w dodatku nie zawiera olejów mineralnych, wazeliny i silikonów, parabenów i donorów formaldehydu, dodatków sztucznych barwników. Posiada kompozycję zapachowa wolną od alergenów

To dobrze działający kremik - ja jednak na chwilę obecną szukam już produktów o intensywniejszym działaniu - nie mniej: ten regularnie wklepuję i cenię :) Myślę, że ze względu na jego silne właściwości nawilżające: panie 20 i 30+ będą zachwycone :) Powstawanie zmarszczek lepiej opóźniać... im później będziecie się z nimi zmagać - tym lepiej! :) Kremik Equilibra w tym pomoże :) 

Przeciwzmarszczkowy krem do twarzy

Przeciwzmarszczkowy krem do twarzy ma bardzo podobny skład i bazuje na tych samych składnikach co krem pod oczy - troszkę gęstsza konsystencja sprawiła jednak, że polubiłam się z nim o wiele bardziej :) Także moc jego działania jest silniejsza, nawilżenie i wygładzenie większe :) Do tego... przy regularnym stosowaniu zauważyłam poprawę jędrności i gęstości skóry... jakoś.. hm... twarz mniej zaczęła mi się rozchodzić i rozlewać ;)  98% procent składników naturalnych zawartych w tym produkcie (oprócz tych obecnych w kremie pod oczy... można w nim znaleźć także masło shea, olej z róży, fitokompleks z soi) sprawia, że jest to krem do którego będę chętnie wracała. Jego działanie mnie satysfakcjonuje - odczuwam odpowiednią dawkę nawilżenia i uelastycznienia skóry. W nim także próżno szukać barwników, olejów mineralnych, parabenów itd... Dzięki temu wszystkiemu... sprawdzi się świetnie także w pielęgnacji skóry dojrzałej :)

Idzie, idzie wiosna, więc szal już twarzy (niby przed mrozem ;-)) nie zasłoni dlatego trzeba się zastanowić jaki krem dla siebie wybrać i dbać, wlepywać, dbać i tak na okrągło:-))

17:43:00

Lustro... zastanowienie

Lustro... zastanowienie

Przecieram szmatką gładką lustrzaną powierzchnię odbijającą światło – to lustro w łazience... za chwilę jestem w korytarzu i czyszczę wielką taflę na odzieżowej szafie... po chwili to samo robię w sypialni... w salonie też wisi ogromne lustro, i na komodzie ręczne zwierciadło... gdzie spojrzę to lustro... i ja zarazem z niego spozierająca... Po co mi lustro, po co mi ich tyle? Zastanawiam się przy kolejnym wybłyszczanym lustrze...
Patrzę głęboko w swoje oczy w tym odwróconym odbiciu, innym niż widzą mnie ludzie i dalej tkwię w zastanowieniu...

To ja jestem w nim, czy to jakieś oszustwo? Pomyłka? No nie! Lustro nie może się mylić, bo nie myśli... Lusto odbija tylko.... Jakież lustro jest fascynujące...!
Chyba to jedyny przedmiot żyjący – stwierdziłam poruszając głową i do tego radosny! – uśmiechnęłam się na całej szerokości twarzy.
Co o nim wiem? Wiem jakie może być i jak działać może.

Lustro – małe, duże, szklane, kryształowe, w drewnianych ramkach, z polerowanego brązu i srebra, złote, w eleganckich oprawach - towarzyszy nam od pierwszych dni życia. Już w starożytności uważano, że lustro nie pełni jedynie funckji użytkowej. Wierzono, że odbicie w lustrze pozostaje w mistycznym, wręcz magicznym związku z przeglądającą się osobą – sądzono, że to właśnie w lustrze może zachować się siła życiowa lub dusza człowieka... Nic więc dziwnego, że według ludowych zwyczajów powinno zasłaniać się zwierciadła w domu zmarłego, aby nie utrudniać mu przejścia na drugą stronę.

Lustro też od zawsze było utożsamianie z potężnym artefaktem czarowników, którzy w nim dopatrywali się przyszłości i drugiej strony świata. Natomiast demony i inne istoty nadprzyrodzone zdradzały się tym, że nie posiadały odbicia w lustrze... (uff...znaczy, że demonem nie jestem ;-), ale też nie mam sił nadprzyrodzonych ;-)) Zwierciadła – już dawniej, tak samo jak dzisiaj potrafiły wpędzać w depresję... ;-) Świetnym przykładem jest Bazyliszek, który ujrzawszy swoje odbicie... zginął, ponieważ nie mógł znieść swojego obrazu. Więc jak same widzicie... warto dbać o swój wygląd ;-), żeby się nie zabić własnym odbiciem. Nawet jeśli potem jakaś zawistna wiedźma... jak ta z "Królewny Śnieżki" ujrzy w swoim zwierciadle, że przegoniliśmy ją w urodzie i postanowi nas zgładzić ;-) Zawsze pozostaje mieć nadzieję, że znajdzie się jakiś przystojny książę...

Lustro posiada wyjątkowe znaczenie w tradycji japońskiej – jest jednym z trzech insygniów królewskich i stanowi symbol doskonałej czystości duszy (co jest ciekawe tym bardziej, że większości kojarzy się z próżnością). W kulturze zachodu bywa symbolem prawdy i mądrości, serca, a także natury podporządkowanej wyższym, boskim prawom. (Wielu zapomina o tym, że nawet Maryja była z nim często przedstawiana...). Obecnie oczy nazywa się "zwierciadłem duszy", a stłuczone lustro ma nieść za sobą rozwód lub siedem lat nieszczęścia (i choć teoretycznie nikt nie wierzy w przesądy... nie znam osoby, które nie przejęłaby się choć trochę stłuczonym zwierciadełkiem ;))

Psychoanaliza pokazuje, że długie przyglądanie się sobie w lustrze, może prowadzić do odczuwania fascynacji bliskiej omdlenia. Dla niektórych bywa to zbyt silnym przeżyciem... i zatracają się jak mityczny Narcyz, w swoim odbiciu w wodzie. Niektórzy jednak potrzebują spojrzeć w lustro, aby przekonać się o swoim rzeczywistym istnieniu. Ta chwila, spędzona "sam na sam" ze swoim odbiciem w lustrze może prowadzić do zagubienia, ale także dostrzeżenia własnych potrzeb - ujrzenia sytuacji w jakiej się znajdujemy. To czym stanie się dla nas lustro i nasze odbicie w nim – zależy w dużej mierze od naszej osobowości, i stopnia dojrzałości. Warto patrzeć w lustro tak, aby dostrzegać nie tylko swój wygląd i sferę materialną nas otaczającą (choć i to może być pozytywnym bodźcem... "może dieta dla poprawy zdrowia? Nowy krem, aby nawilżyć skórę? Wyjście na zakupy, aby wyrzucić w końcu tą poszarzałą niegdyś jeszcze białą koszulę?"), ale także swoje potrzeby duchowe / psychiczne. Zmarszczka na czole przecież nie stanowi jedynie oznaki starzenia, ale także stresu, życia w nerwach. A poszarzała skóra? Zmęczenie, niewyspanie. Smutne, zamglone oczy – niezadowolenie z życia, problemy, brak satysfakcji... Warto żyć tak, aby w lustrze widzieć jak najczęściej promienną, zadbaną, uśmiechniętą twarz. Każdy uśmiech posłany do swojego odbicia w lustrze... sprawia, że bardziej akceptujemy i lubimy samych siebie. Z kolei akceptacja samego siebie... z nią łatwiej się żyje. Spojrzenie w lustro – symbol mądrości i prawdy – pozwala niekiedy dostrzec otaczające nas problemy. Ta chwila zatrzymania się... skupienia się na sobie... bywa niekiedy niezbędna. Przeglądanie się w lustrze stanowi nie tylko oznakę próżności, ale także samokrytycyzmu. Rozważania i wnioski, które wyciągamy pozwalają znaleźć właściwą drogę postępowania. Jednak naszym najważniejszym lustrem jest to wewnętrzne... to co czujemy, nasze pragnienia, oczekiwania, nadzieje i przeżyte porażki, i niepowodzenia.

Otaczają nas nie tylko lustra fizyczne, które odbijają nasz wygląd. Wokół siebie możemy dostrzec także lustra społeczne, obrazujące nasze zachowanie na tle grup; lustra sytuacyjne – które towarzyszą nam podczas życiowych zmagań; lustro własności; zdrowia; czasu; słów; ról... One wszystkie próbują nas w jakiś sposób zdefiniować – wpakować w określone rubryczki. Warto jednak pamiętać, że w gruncie rzeczy... nie jesteśmy tacy jak widzą nas inni, nie jesteśmy także swoją przeszłością, stanem posiadania ... o naszym życiu nie decyduje jedynie nasz stan zdrowia. Nie definiują nas w pełni role społeczne, które spełniamy ani zawód, który wykonujemy. To właśnie z tego powodu tak ważne jest wsłuchanie się w siebie i swoje potrzeby :-) Nie tylko dla dobra siebie, ale także naszego otoczenia ;) Chwila wyciszenia, relaksu, może male domowe spa? Chwila z książką i kubkiem ulubionej gorącej herbaty? A do tego kawałek pysznego ciasta (A co za tym idzie... chwila nieprzejmowania się wszelkimi fizycznymi lustrami i naszymi odbiciami ;)). Kiedy ostatni raz patrzyłaś w lustro i uśmiechałaś się do siebie? Akceptacja samej siebie jest niezwykle ważna – jednak bezkrytyczna może prowadzić do zguby. Warto patrzeć w lustro: dostrzegać realny obraz, jednak jednocześnie posiadać świadomość, że możemy ten obraz kształtować – malować ciągle od nowa, szkolić się w tym... i chociaż nigdy nie dojdziemy do perfekcji – warto wpływać na siebie i swoje otoczenie w taki sposób, żeby czerpać z życia jak najwięcej zadowolenia :) Uśmiech w tym pomaga!

W tym momencie przypomniał mi się pewien osioł będący w ciągłej depresji – Kłapouchy. Tenże stał jednego dnia nad brzegiem strumyczka i oglądał swoje odbicie w wodzie. Jedno słowo, które wyszło z z jego (?) ust? Pyska? W każdym razie wypowiedział ;-) - "imponujące"! Tak się przejął swym wyglądem ;-) I to właśnie słowo wypowiedział... imponujące! Przebrnął przez wodę na drugą stronę i z drugiego brzegu strumyczka ponownie przejrzał się w wodzie. Tak jak przewidywał, o czym był przekonany, nie inne, wcale nie lepsze, ani gorsze było to odbicie z drugiej strony.
"Ale mniejsza o to. Co komu do tego? Imponujące, i basta."





11:59:00

Oliwy z Oliwnego Raju

Oliwy z Oliwnego Raju
Oliwny Raj to nie tylko inspirująca strona dotycząca oliw, z której możemy dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy dotyczących oliwy: jej przechowywania, spożywania, wartości odżywczych, historii i produkcji. To także sklep zajmujący się sprzedażą hiszpańskiej oliwy Extra Virgine. 


Oliwy dodaję zarówno do dań lekkich jak sałatki, ryby, warzywa, a także tych bardziej zdecydowanych jak mięsa, sosy, pasty. Niekiedy oliwa zastępuje wszelkie przyprawy :) Co ciekawe... mieszkańcy Grecji spożywają średnio około dwóch litrów oliwy miesięcznie, a w Hiszpanii ok. 1,5 litra. My w Polsce też powinniśmy spożywać dobrego rodzaju tłuszcze, a niestety jak wiemy, szczególnie oliwy z oliwek (tak ważnej dla zdrowia i urody) - jemy o wiele za mało. Do dobrych tłuszczy bez wątpienia z pewnością należa oliwy Extra Virgin. Nie należę do fanek tłuszczy... staram się ograniczyć ich używanie, a kiedy już po tłuszcz sięgam... np. podczas wypieków unikam jak ognia margaryn i tym podobnych tworów, które zawierają w sobie mnóstwo oleju palmowego i innych świństw. I może nie jestem super eko i bio babką, to jednak... staram się żyć w miarę zdrowo i sięgać po produkty, które nie zaszkodzą mojemu organizmowami także w długofalowej perspektywie :)  

Otrzymałam w prezencie zestaw oliw jednoszczepowych Casas de Hualdo... to tzw. zestaw degustacyjny. W atrakcyjnej cenie cieszę się zestawem czterech oliw, które różnią się zapachem, intensywnością i smakiem, a co za tym idzie także zastosowaniem. Taki zestaw pozwala wybrać smak odpowiedniejszy dla siebie... i zdecydować czy chcemy rozszerzyć swoją znajomość z którymś z tych smaków i wykroczyć poza buteleczkę 250 ml ;) A teraz coś bliżej o nich:-)) 

W zestawie znajdują się cztery butelki oliwy po 250 ml każda: 

Arbequina - łagodna (na tyle ile może być łagodna dobrej jakości oliwa z oliwek... ;) Tzn. drapie lekko w gardło ze względu na wysoką zawartość polifenoli - antyutleniaczy), pachnącą świeżo skoszoną trawą i gałązkami pomidora. Znana jako oliwa bazowa... nie dominuje swoim smakiem, a jedynie podkreśla aromat innych potraw. Hummusy, sosy, dressingi, potrawy tworzone z myślą dla dzieci... jej łagodność łatwo jest docenić. Znajdzie zastosowanie w wielu potrawach :) Posiada lekko owocowy smak, cudownie komponuje się z rybami, warzywami i serami... Zachęca do siebie pięknym bursztynowym kolorem. Wytrawni koneserzy w jej smaku doszukają się nut orzechów, dojrzałych jabłek, bananów, karczochów, migdałów. Arbequina to królowa oliwek w słonecznej Katalonii - stanowi wykończenie potrawy, jest "kropką nad i":-) 



Picual - posiada owocowy aromat z pikantno - pieprznym posmakiem. Charakteryzuje się cudownym zapachem dojrzałych owoców, zielonych liści, bananów oraz mięty. Tak samo jak Arbequina może stanowić bazę. W Andaluzji, a więc w regionie z którego pochodzi stosuje się ją przede wszystkim w daniach z warzywami, ale harmonizuje się także świetnie z kaszami i makaronami. W dodatku znajduje się w TOP 20 najlepszych oliw na świecie :) 



Cornicabra - esencjonalna, pikantna i bardzo intensywna w smaku, przez swą lekką goryczkowatość na długo pozostawia smak w ustach. Jej bardzo zdecydowany smak sprawia, że stanowi idealną przyprawę do dań - np. gotowanych warzyw. Można wyczuć w niej nutę jabłek, awokado, zielonych liści... Zdobyła wiele nagród na całym świecie, a pochodzi... z La Manchy, czyli krainy literackiego Don Kichota :) Oliwy różnią się, ale bez wątpienia ta jest najintensywniejsza :) 



Manzanilla - pachnie łąką, szczawiem i soczystą trawą... Posiada owocowy aromat z bardzo pikantnym posmakiem. To także olbrzymie źródło polifenoli :) To właśnie ze względu na ich dużą zawartość... wydaje się bardzo pikatna. Idealnie komponuje się z czerwonym winem... i spokojnie można nią zastąpić pieprz :)



Wszystkie te oliwy okazały się bardzo aromatyczne, bogate smakowo... po prostu pyszne :) Wiem, że moja znajomość z nimi nie skończy się na tych buteleczkach... 250 ml to decydowanie za mało, żeby zasycić się i wystarczająco nacieszyć ich smakiem :) To oliwy jakości Premium Extra Virgin. To topowa półka światowa o ekstremalnie niskim poziomie kwasowości. Nie bez powodu wygrywają konkursy na całym świecie i znajdują zaszczytne miejsce w katalogu Flos Olei - najlepszych oliw świata. Dlaczego są tak dobre i pyszne? Dlaczego posiadają w sobie tak wiele smaku i zapachu? Odpowiedź jest prosta: są jak świeżo wyciśnięty sok  z owocu, ponieważ są wyciskane w ciągu maksymalnie 2-6 godzin od zerwania świeżej oliwki z drzewa. :) Oliwy Casas de Hualdo to świetna jakość, a co niezwykle istotne - w procesie jej tworzenia... nie użyto chemii :)

Dzięki tym oliwom można żyć smaczniej, umrzeć zdrowiej, a może nawet żyć dłużej ;)

20:45:00

Mini przegląd produktów Rimmel, czyli hity i kity

Mini przegląd produktów Rimmel, czyli hity i kity

Rimmel wypuszcza na rynek lepsze i gorsze produkty. Dzisiaj opowiem Wam o czterech produktach tej marki, z których każdy... wywarł na mnie zupełnie odmiennie wrażenie. Będzie różnorodnie i mam nadzieję - ciekawie :) 

Zacznę od średniaka, czyli korektora Lasting Finish Breatable 100 Ivory


Korektor w zamyśle miał tworzyć idealny duet z podkładem z tej samej linii (o którym będzie za chwilę, ale już teraz zdradzę Wam, że to prawdziwe cudo!). Z początku sprawdzał się naprawdę super i nie miałam do niego żadnych zastrzeżeń - ładnie krył niedoskonałości skóry takie jak przebarwienia czy też zaczerwienienia. Bardzo mocno trzymał się na skórze, pozwalał jej oddychać i nie tworzył żadnego uczucia ciężkości, a przy tym zapewniał średnie krycie. Występuje w trzech odcieniach, więc można go w miarę łatwo dopasować do swoich potrzeb. Aplikacja za sprawą gąbeczki, którą jest zakończony, z początku była przyjemnością... Z początku, bowiem potem to właśnie ta gąbeczka okazała się jego największą wadą, która sprawia, że już do niego nie wrócę. 


Używanie gąbeczki było tak długo przyjemne i łatwe (naprawdę dobrze rozprowadzała produkt)... jak długo opakowanie było w miarę pełne. Wystarczyło delikatnie ścisnąć tubkę, aby na gąbeczce pojawiła się odpowiednia ilość produktu. W miarę stosowania jednak.... (tym bardziej, że naprawdę się z tym korektorem polubiłam) zawartości ubywało, a tubkę było trzeba ściskać coraz mocniej ;) Jak się pewnie domyślacie przestało być możliwe jednoczesne naciskanie i rozprowadzanie produktu ;) Obecnie wygląda to tak, że z całych sił wyciskam produkt... a potem biorę się za malowanie - nie mogę go swobodnie dozować :( 

Zawartość korektora Lasting Finish jest naprawdę fajna, ładnie kryje wszelkie mankamenty skóry, niestety jego aplikator pozostawia wiele do życzenia i sprawia, że po pewnym czasie... mamy ochotę wyrzucić go przez okno ;) A może to tylko ja sobie z nim nie radzę? Mam za mało siły? ;) 

Warto zwrócić uwagę na różnice w cenie: 

Drogeria Estrella: 18,99
Rossmann: 36,49

I teraz napiszę w ten sposób... biorąc pod uwagę działanie, zachowanie na skórze, sposób aplikacji... za 18,99 zł możecie mu się przyjrzeć; za 36,49 zł - możecie spokojnie przejść obok niego obojętnie :) 

Moja ocena: 4/6

Prawdziwy HIT w dzisiejszym zestawieniu: Podkład Lasting Finish Breathable 100 Ivory


Nim opowiem Wam o doświadczeniach związanych z tym podkładem - muszę zaznaczyć, że stosuje go moja dziewiętnastoletnia córka (Alicja) zmagająca się z niezbyt nasilonym już problemem trądziku i wyprysków. Dla mnie niestety ten odcień okazał się o wiele za jasny. 100 to raczej kolorek dla bledziochów. Pisząc opinię na temat tego produktu kieruję się jej wrażeniami oraz tym jak jej buzia wyglądała w moich oczach po zastosowaniu tego podkładu :) 

Alicja w tym podkładzie się zakochała. Maluje się rzadko, ale kiedy to robi... chce uniknąć wrażenia maski - jak każda z nas. Preferuje więc produkty lekkie, o niezbyt obciążającej konsystencji. Podkład Lasting Finish Breathable pokochała już od pierwszego zastosowania i obecnie to jej numer jeden jeśli chodzi o podkłady. Nakłada go za pomocą aplikatora (gąbeczki), ale rozsmarowuje ręką - ten sposób aplikacji jest dla niej wygodniejszy. Sam podkład jest bardzo wydajny i ładnie kryje niedoskonałości - te wyraźniejsze i bardziej zaczerwienione przy dodatkowej pomocy korektora. 



Odświeża skórę, wyrównuje jej koloryt, jest naprawdę leciutki - niemożliwe zdaje się wręcz uzyskanie za jego sprawą efektu maski. Nie tworzy smug i nie ciemnieje (przynajmniej u Ali). Jak zachowywuje się na skórze w ciągu dnia? Naturalny efekt utrzymuje się przez cały dzień (na podkład Ala nakłada jeszcze trochę pudru). Podkład nie wysusza skóry, nie powoduje wysypu niedoskonałości ani zwiększania ich ilości. 

Czy będzie do niego wracała? Zdecydowanie TAK! To teraz u nas prawdziwy hicior, jednak i tu warto uważać na różnice w cenach... O_o

Drogeria Estrella: 24,99 zł 
Rossmann: 49,99 zł

Niektóre z Was pewnie teraz zaswędzi ręka, żeby napisać... "No tak, ale do tego trzeba doliczyć koszt wysyłki", ale... 25 złotych to naprawdę spora różnica w cenie, a tyle za wysyłkę nie zapłacimy. Więc nawet zamawiając tylko ten jeden produkt... jesteśmy jakieś 15 zł do przodu? W dodatku... z własnego doświadczenia wiem, że z Estrelli paczki dochodzą w tempie ekspresowym!

Moja ocena: 6/6

Prawdziwy KIT w dzisiejszym zestawieniu, czyli Mascara Wonder'Fully Real


Z początku myślałam, że jestem mało zdolna... No bo... jak to jest, że producent obiecuje nam między innymi niesamowite wydłużenie i wyjątkową objętość rzęs już za jednym pociągnięciem szczoteczką, a ja... już po pierwszym pociągnieciem szczoteczką miałam idealne... sklejenie rzęs? I może rzeczywiście ten tusz nie pozostawia grudek, ale... już nie chcę się o tym przekonywać. Myślę sobie: jestem uprzedzona. Podrzucam ten tusz córce i słyszę: Mamuś... ten tusz jest beznadziejny - zobacz jakie mam posklejane rzęsy...

Spotkałam się z opiniami, że wystarczy nadmiar tuszu ze szczoteczki wytrzeć w chusteczkę... i wtedy uniknie się efektu sklejonych rzęs... a przynajmniej będzie łatwiej, ale... nie po to kupuję tusz, żeby połowę wycierać w chusteczkę ;) 


Kiedy sięgam po tusz nie chcę się martwić tym jak porozdzielać swoje rzęsy ;) Tak mocne sklejanie rzęs to coś co u mnie tusz dyskwalifikuje... i już nie ma dla mnie znaczenia, że jego formuła została wzbogacona o kombinację wosków, polimerów oraz odbudowującą i nawilżającą keratynę... A specjalnie zaprojektowana szczoteczka? Ciekawa, choć chyba największym atutem tej mascary jest jej opakowanie...ale nie o opakowanie w mascarze chodzi-;-) Są na świecie pewniki: zmiany, podatki i śmierć... jeszcze ten, że do tej mascary nie wrócę - też na pewno! ... może Wy macie lepsze doświadczenia z nią związane? 

Jak wypada cenowo? 

Drogeria Estrella: 20,49 zł
Rossmann: 49,99 zł(o, zgrozo!)

Moja ocena: 3/6

Bardzo przyjemny produkt, czyli Paletka do twarzy Kate


W paletce znajdziemy rozświetlacz, bronzer i róż do policzków - wszystko z błyszczącymi drobinkami ;)... dlatego używam go bardzo sporadycznie i ostrożnie, żeby nie podkreślać niedoskonałości skóry :) Ładna, estetyczna. Wszystko zależy od tego czy lubimy bawić się w konturowanie twarzy i używać produktów rozświetlających. Produkty ładnie się rozprowadzają i wykazują w miarę dobrą trwałość :) Występuje w różnych kolorach. Nie jest to produkt niezbędny w mojej kosmetyczce, ale z pewnością fajny :) 

Porównanie cen: 

Drogeria Estrella: 17,99 zł 
Rossmann: 37,99 zł

Moja ocena: 5/6


18:56:00

Starość. Jak to zrobiłaś?

Starość. Jak to zrobiłaś?

Jak to zrobiłaś babciu, że jesteś stara? - zapytała niewinnie aczkolwiek pewnie i dociekliwie, naszą wspólną babcię (z czym pogodzić się nie mogłam 😃) o rok starsza ode mnie, kuzynka Hania.
Pamiętam dokładnie zaskoczenie babci.

I pamiętam swoje przerażenie...tak nie wolno, miałam wpajany ogromny szacunek dla starszych i zakaz zadawania przykrych pytań. A to było jedno z tych niemiłych, a nawet aroganckich.
Już sobie myślałam, co mama na to powie jak się dowie, a tato Hani (wujek Zdzichu, co bratem był mamy) jak bardzo może być niezadowolony...i zwyczajnie wtrzepie Hani (być może nawet na gołą pupę... wtedy kary cielesne były bardzo w modzie... jedynie u mnie w domu stosowane nie były, ale o tym innym razem 😊). Za Hanią specjalnie nie przepadałam(śliczna, ciemnowłosa i zarozumiała była...”była” to kluczowe jak się poniżej okaże – słowo 😉), więc już sobie kombinowałam jak o całej sprawie donieść, żeby się jednocześnie nie wydało, a skutecznie zakablowało 😉 Skarżenie łączyło się z karą, która była bardzo dotkliwa: zarówno tato jak i mama za takie „przestępstwo” byli zdolni do milczenia i nieodzywania się do mnie, nawet ze dwa tygodnie. Mówili wtedy do mnie mało, dokładnie tylko tyle ile musieli z racji wychowywania córeczki, no i przebywania z nią w jednym domu. Ta kara była bardziej niż klaps bolesna, a ja”boleć” nie chciałam.
Ale do tematu, dosyć odbiegania 😉

Babci osłupiała lekko, ale szybko w sprawie swej starości i związanej z nią inności, udzieliła odpowiedzi Hani: Haniu wystarczy żyć, to samo przychodzi – i dalej spokojnie robiła na szydełku.
  • Co samo przychodzi, to że jesteś taka, taka pokrzywiona ? - dopytywała Hania.
  • ...starość i to, że się zmieniamy, co tak bardzo widać z wierzchu – dopowiedziała babcia, nawet? (chyba?) rozbawiona.
Siedziałam przy oknie, gdy babcia z Hanią rozmawiały i przezornie się nie odzywałam... smutno mi było, że Hania tak niedelikatnie babci wytyka jej lata i pomarszczoną buzię. Ja na nią w ten sposób nie patrzyłam, wtedy w ogóle nie myślałam o jej wieku...taka była jak była i dla mnie to jak wygląda nie miało znaczenia. Nie miało znaczenia aż do tego przez Hanię zdziwienia i konstatacja, że starość jest okropna, brzydka i że ona nigdy stara nie będzie.

Muszę przyznać, że zupełnie (po cichu i wyjątkowo) zgadzałam się z Hanią...też...! Też nigdy nie będę stara, w każdym razie nie tak prędko ;) Zacisnęłam mocno palce w piąstki, aż z czerwonych zrobiły mi się białe kostki i przyrzekłam sobie, że nie dopuszczę do swojej starości (naiwna byłam? … niekoniecznie...)
Tak ścisnęłam paluchy, że z przejęcia o samym o donosie na kuzynkę już nie myślałam, tylko dalej rozmowie się przysłuchiwałam.
  • Starość bierze się z młodości, która tak szybko biegnie jak ty Haniu, po cukierki do kuchni... tylko, że meta to nie zawsze jest słodkie zwycięstwo – w przestrzeń pokoju, ni to do Hani ni to do siebie(do mnie na pewno nie, w dalszym ciągu udawałam, że nie słucham, nie słyszę absolutnie - nic;-) dziwnym, na końcu zdania podniesionym głosem rzuciła babcia.
(Gdy teraz tak liczę, to rachunek jest prosty: miała wtedy lat 60... nomen omen :-) jak ja dzisiaj w tym fotelu siedząca i to zdarzenie opisująca. 
  • Wolałabym tak długo nie żyć, albo nie mieć ręki tak jak siostra od Małgosi (koleżanka Hani) niż być taka? Taka brzy...staara? – mądrala, a nie umiała znaleźć słów – kuzynka...głos jej się zawieszał, co nie przeszkodziło jej drążyć dalej tematu, z obrzydzoną minką.
Wtedy, jak te słowa usłyszałam, po prostu nie wytrzymałam – Ależ ty jesteś, jesteś... (tu słowo uwięzło mi w gardle, bo to, które w głowie miałam, w tamtych latach uważane było za przekleństwo i dziewczynkom wypowiadać go nie było wolno...przynajmniej ja tak miałam)... głupia !!! - wreszcie wykrzyczałam. Podbiegłam do babci, w pasie ją obłapiłam i mocno się przytuliłam.

Wzruszona babcia (no chyba wzruszona, bo uśmiechnięta i ze łzami w oczętach) , przygarnęła też do swojego brzucha Hanię. I jak gdyby nigdy, i w ogóle nic... zaczęła mówić: starość to lepsze niż kalectwo, kiedyś o tym się przekonasz... czas tak szybko biegnie, że ani się odwrócisz jak będziesz też stara ... tutaj po główce Hanię pogłaskała (tak jakby mnie tam nie było w ogóle;-)) ... będziesz po pierwszym poważnym egzaminie, całowaniu się z chłopakiem (tfuu, okropność, o czym ta babcia opowiada, z niechęcią pomyślałam ;-), po pierwszym balu, po ślubie...będziecie miały swoje domy i dzieci, a potem może wnuki...roztaczała dalej wizje.

Na takie babcine dictum Hania się koncertowo rozbeczała, a babcia swoje kontynuowała (co miało być dla Hani uspokojeniem, ale nie bardzo Hanię przekonywało ;-)), a mnie poirytowało, albo coś koło tego (wtedy takiego słowa nie znałam;-) ale dzisiaj czuję, że odczuwałam, to czego wtedy nazwać nie umiałam ;-))

- Tu płacz nic nie pomoże i nie ma co płakać... Nie idzie tego zatrzymać tak by się na wierzchu nie zmieniać, ale w środku ciągle się jest sobą, tylko przez czas zmienioną. To nic takiego złego :-)

Dosłownie nie pamiętam, tego co jeszcze prawiła, ale od tamtego momentu (czyli bardzo wcześnie) zaczęłam szukać przyczyny dlaczego się starzejemy? Dlaczego tak się dzieje, że codziennie patrzymy w lustro – ciągle prosto sobie w oczy i nie widzimy zmian? Jednakże inni wokoło je widzą. Zrozumiałam! To oczy otaczających nas osób są prawdziwym lustrem, nie to, w którym się przeglądamy, nie tafla jeziora czy odbicie we witrynie sklepowej są prawdziwe... Czy da się te zmiany zatrzymać, tak siłą woli na przykład?

Pamiętam dokładnie jak wówczas wyglądała czarnowłosa, ciemnolica Hania (piękna kuzynka) i ja – blond dziewczynka... z wysokim czołem, przedziałkiem i lokiem zasłaniającym oko... oraz babcię z przygładzonymi, już przerzedzonymi włosami, przedwcześnie osiwiałą, ale maskującą te przejawy upływającej młodości – farbą brązową marki „Londa” Nie była zwyczajnie ładna ... jej szlachetne, delikatne rysy twarzy, przenikliwe oczy, smutny uśmiech sprawiały, że wyglądała niebanalnie i przyciągała innych wzrok.

Kolejne wojny, rewolucje, ciągłe dramatyczne zmiany wyryły na jej twarzy zmarszczki, ale one nie były okropne... trudne nawet na pierwszy rzut do zauważenia, bo ciągle podciągała je do góry poprzez uśmiech, który towarzyszył jej wszędzie. Ten uśmiech podciągał jej policzki, wysoko podniesiona głowa naciągała szyję...cienką, papierową; żółtawa lekko skóra z przebijającymi różowo-sinawymi żyłami otalkowana delikatnie na biało, do tego różowe matowe usta i poliki również różem podkreślone – tworzyły dostojną, wręcz patetyczną całość. Miała w sobie coś, co trudne było do zdefiniowania, była piękna w inny sposób niż piękności z drugiej strony lusterek, które wtedy lubili mężczyźni i oglądali jak zakazany owoc(ukradkiem przed oczami swych kobiet).

Taką ją wtedy zapamiętałam, innej – tej młodej patrzącej z paru zaledwie zachowanych fotografii, nie znałam. Poznając jako dziecko swoją babcię, jednocześnie poznałam starość. A właściwie za sprawą mojej kuzynki, która się nią zainteresowała. Od tamtego dnia ciągle babcię bacznie obserwowałam... jak na jej szyi zbiera się nadmiar skóry, jak wiotczeją jej policzki, jak żółkną i twardnieją paznokcie; jak wychudzone łydki lecz jednocześnie pogrubiałe uda upycha w pończochy, jak fałd skóry na brzuchu ściąga pasem od pończoch...wkłada stylonową o rozmiar za małą halkę by ukryć nierówności skóry na plecach... na to wszystko sukienka z krempliny, z wysoko postawionym kołnierzykiem, by nie widać było pofalowanej, zgarbionej szyi...zapamiętałam jak się uśmiecha pokazując zęby, choć te swoje zęby zostawiła u szwagra dentysty i teraz nie miała już pięknych, tylko równe … jeden po drugim...akrylowe.

Po klimakterium, bez męża, z artretyzmem, bez majątku, z wielkim doświadczeniem, bez pretensji do losu, z wiarą w Stworzyciela Nieba i Ziemi wprost niewiarygodną; na każde zawołanie trójki dzieci i całej reszty „mafijnej;-)” rodziny, z cukrzycą, z wyrozumiałością, uśmiechem, poczuciem humoru …ciągle była zadowoloną z życia kobietą(do ostatniego uśmiechu malującą usta)...W ten niełatwy przecież sposób sposób, uzyskała jednak szczęście by w jej życiu starość też miała swój udział – wielu z jej bliskich, rodziny i przyjaciół takiego szczęścia nie doczekali... nawet nie było im dane dowlec się do półmetka. 

Czy ja też kiedyś taka będę, a jeśli tak (?) to jak to się stanie i jak to to będzie? Trudno mi było, sobie to, w tamtej chwili wyobrazić...zresztą nie chciałam... po cichu marzyłam (zupełnie jak Hania), że mnie się to nie przydarzy. Starość była dla mnie jak odrębna cywilizacja, do której nie należę i nie chcę należeć (to pewnik!)
Dzieciństwo przeleciało, za każdą dziesiątką młodości zaczął wzrastać we mnie niepokój, że oto nieuchronnie zbliża się gość, którego nie bardzo chcę przyjąć, ale nie mam wyjścia...jak to się mówi: Gość w dom, Bóg w dom ;-))
… choć tak prawdziwie to długo trwało nim zrobiłam się taka gościnna ;-)... dla nie bycia starą gotowa byłam... być na bakier z wiarą ;-)
Wkurzam się dalej(choć już na spokojnie:-)), że nie (choć staram się bardzo), że nie dotrzymuję sobie słowa i się zwyczajnie starzeję...To znaczy – ja tak nie uważam – ale inni co mnie otaczają, a najbardziej ci co w tym samym czasie, (mniej więcej) co ja - się urodzili... ci inni ode mnie ;-) ciągle mówią, jak mantrę powtarzają, że: są starzy, że pierniki, że nie wypada, że to młodość ma swoje prawa. Czyli i ja pod to wszystko podpadam (?)

Młodość ma swoje prawa?
A starość nie? Starość jako wadliwą i zdeformowaną formę należy wypalić, utopić bądź zmieść z powierzchni życia, zabrać jej płeć, inteligencji pozbawić, zabrać imię, zdrobnienie tegoż nazywać zdziecinniałością, a urody nie zauważać tylko wspominać, o jej śladach? Halo! Stop! Nie zgadzam się! Starość to nic innego tylko nazwa ciągu życia! Bycie starym człowiekiem, nie oznacza przynależności do odrębnego gatunku ludzkiego, szczególnego rodzaju człowieka... to taki sam epizod jak dzieciństwo i młodość – tylko przyznaję - trudniej przeżywany.
  • A jak ty to zrobiłaś? - zadacie mi pytanie – Jak to zrobiłaś, że jesteś stara?
  • Nie jestem stara! Ja się tylko tak nazywam (jak wiele z Was;-)) Stare, trochę przeterminowane jest moje opakowanie...wewnątrz mam ciągle drżącą duszę gorącą, młodością tętniącą. Na starzenie się jej, nie mam absolutnie czasu i kalendarz mnie nic nie obchodzi, nawet do niego nie zaglądam ;-)
  • Żyłam, żyłam (i żyję dotychczas... (wiem, bo ze Zus-u przychodzą do mnie listy;-)) i mnie się w końcu przytrafiło, że pesel - „za starą” - w ewidencji ludności mnie uważa ;-) Ale już się z tym pogodziłam i jestem dumna, że w czasie tysiąca przejść, załamań, niepewności, nie przerywałam chłonięcia życia i nie odkładałam go na później (korzystałam, kochałam, kochałam...:-))...ciągle mam więcej marzeń niż wspomnień i światła, które widzę...to nie znicze na grobach, ale gwiazdy wciąż na niebie migoczące i niepohamowany apetyt na życie.
A jak komuś, jak małej Hani nie podoba się starość, to niech sobie już w tej chwili uprzytomni, że: starość ich też dosięgnie, niezależnie od tego jak wcześnie i jak mocno zaciskali pięści.

A jak ktoś inaczej myśli, to od dzisiaj już sobą może zacząć gardzić ... jeśli w ogóle los da mu szansę dostać koronę starczą.

Niedawno (w popularnym w mieście markecie) spostrzegłam w oddali ciemnowłosą, starszą kobietę,...było w niej coś znajomego...na mnie patrzyła... To była Hania.
Nie podeszłam, nie zapytałam - jak to zrobiła?

Osiemnaście mieć lat to nie grzech!
50 i dalej – to nagroda – losu łaskawy uśmiech!
Trzeba umieć się z niego cieszyć!








17:52:00

Witamina C - źródło zdrowia i młodości?

Witamina C - źródło zdrowia i młodości?

Kwas L - Askorbinowy znany także jako witamina C to jeden z tych związków, które są niezbędne dla właściwego funkcjonowania naszego organizmu, a których niestety nasze ciało nie potrafi samodzielnie wytwarzać. Kluczową rolę w uzupełnianiu niedoborów witaminy C odgrywa dieta bogata w warzywa i owoce ... szpinak, natkę pietruszki, które witaminy C zawierają mnóstwo. Nie mniej w niektórych okresach czasu... np. zimą jest to trudniejsze.

Przez lata należałam do zagorzałych przeciwników suplementów diety. W ostatnim czasie to się jednak zmieniło. Podczas rozmowy ze znajomym lekarzem dowiedziałam się, że suplementacja witaminą C jest niezbędna. Tyle się od niego nasłuchałam na temat jej pozytywnego wpływu na organizm (np., że odkąd ją spożywa w ogóle się nie przeziębia, a chory kręgosłup mniej mu dokucza), że postanowiłam sama spróbować. 

Skusiłam się na 100% kwas l - askorbinowy ze Skworcu, ponieważ nie zawiera żadnych substancji przeciwzbrylających, słodzących, wypełniających i barwników, a to właśnie one są największym złem w suplementach. Za 250 gram należy zapłacić 11,25 zł co staje się kwotą tym śmieszniejszą, że producent zaleca rozpuszczać 1 gram proszku w 200 ml wody, raz dziennie w trakcie posiłku. Kalkulacja jest bardzo prosta - za 250 dni kuracji zapłacimy dziesięć złotych z hakiem - oczywiście jeśli będziemy przestrzegali dziennych dawek spożycia. 

Witamina C jest także powszechnie stosowana w kosmetykach, ponieważ jest silnym i efektywnym antyoksydantem, składnikiem preparatów przeciwzmarszczkowych stymulującym syntezę kolagenu i substancją rozjaśniającą przebarwienia. Dzisiaj jednak skupię się na tych właściwościach zdrowotnych ;) Oczywiście - nie jestem żadnym autorytetem, nie mam wykształcenia medycznego, a informacje, które Wam przekazuję czerpię z artykułów wielu mądrzejszych ode mnie ludzi :) Piszę dzisiaj o witaminie C, żeby pokazać Wam, że nie wszystko co nazywa się suplementem diety jest czymś złym, a właściwości niektórych substancji warto znać. A nuż... poprawią nasze zdrowie, komfort życia i jego długość. Nadzieję warto zawsze mieć : D Trzeba oczywiście pamiętać o tym, żeby przyjmować ją pod kontrolą lekarza - tym bardziej, że może wchodzić w niewłaściwe reakcje na przykład z preparatmi żelaza oraz tabletkami antykoncepcyjnymi.

Swoją drogą... witaminę C można stosować także jako konserwant... ale... wróćmy do właściwości zdrowotnych: 
  • dba o liczbę białych krwinek – limfocytów typu T, odpowiadających za działanie układu odpornościowego. 
  • pomaga niwelować skutki działania wielu szkodliwych substancji np.: ołowiu, dwusiarczku węgla, aniliny i innych trujących związków. 
  • sprzyja tworzeniu bardzo dużych zapasów glikogenu w wątrobie oraz wzmocnieniu jej czynności odtruwających
  • stymuluje produkcję interferonu, który wspiera organizm w walce z chorobami nowotworowymi
Metaanaliza z roku 2014 wykazała pewną zależność pomiędzy suplementacją witaminą C a zmniejszoną zachorowalnością na raka płuc. Witamina C zawiera szereg właściwości przeciwgrzybyczych i przeciwbakteryjnych, ponieważ stanowi barierę ochronną dla naszego organizmu.
Nie mam pewności, że wit.C właśnie jest tą, która spowoduje, że będę dłużej i w zdrowiu żyła, ale dla życia zrobię wszystko ;-)))

Stosuję się więc do powiedzenia, że: co nas nie zabije... to nas wzmocni?! ;) 

PS. Zapraszam do lektury tekstu, który rozprawia się z wieloma mitami na temat witaminy C - pamiętajmy: ile lekarzy, tyle opinii :) http://www.akademiawitalnosci.pl/witamina-c-czy-nie-zakwasza-i-jak-ja-dawkowac/

21:19:00

Błyszczyki Astor - uśmiech gorący

Błyszczyki Astor - uśmiech gorący

Marka Astor to nie tylko jedna z najpopularniejszych marek na polskim rynku kosmetycznym, ale także jedna z najczęściej pojawiających się w mojej łazience marek związanych z kosmetykami do makijażu. Ich pomadki i błyszczyki cenię za to, że nie przesuszają nadmiernie ust i charakteryzują się dużą trwałością. Nie mogłam więc nie skusić się na przetestowanie błyszczyków Perfect Stay. Na moich ustach od lat króluje czerwień, więc to właśnie od niej zaczęłam testy... Kolor Carribean Sunset z delikatnymi drobinkami stanowi wspaniałe wykończenie makijażu :)) Uwielbiam wszystkie odcienie czerwieni, więc w swojej opinii nie jestem obiektywna... ale ten kolorek naprawdę mnie zachwycił.

A co z pozostałymi dwoma kolorami? Jeden z nich to kolor amazing rose... ten bardziej różowisty. Niestety na drugi kolorek na razie nie mogę znaleźć "namiarów" :( Te używam zdecydowanie rzadziej, ale już na "współę" z córką. Posiadają bardzo dużo drobinek i cudownie błyszczą na ustach.


Kolor to kwestia gustu - wiadomo. Jedne kobiety wolą wyraziste kolory, inne bardziej stonowane, stanowiące jedynie podkreślenie naturalnego piękna ust i delikatne wykończenie makijażu. Niezależnie od tego jakich kolorów używamy do malowania ust - chcemy robić to produktami dobrymi jakościowo - błyszczyki Perfect Stay Astor moim zdaniem do takich należą. 

Jedyne zastrzeżenie jakie mogę mieć do tych produktów... to opakowania. Teoretycznie wszystko z nimi ok. Eleganckie, zgrabne..., jednak napisy na nich szybciutko się ściereją. Oczywiście - najważniejsza jest zawartość, czyli środek, jednak jeszcze fajniej byłoby gdyby opakowanie zachowywało swoje wszystkie właściwości przez czas chociażby tak długi.... jak długo będziemy mogły korzystać z jego zawartości :) 


Błyszczyki z tej linii świetnie pokrywają usta intensywnym, błyszczącym kolorem, nadają ustom połysk, nie wysuszają ust (może to dzięki kompleksowi nawilżającemu jaki zawierają w swojej formule?). Są trwałe - oczywiście czas przez jaki utrzymują się na moich ustach jest zależny od tego jak wiele jem i piję, kiedy jestem pomalowana ;) Producent zapewnia, że mogą utrzymać się na ustach nawet do 8 godzin - ja sama jeszcze tego nie doświadczyłam... hm... zdecydowanie za dużo i za często jem oraz piję ;) Gdy już dopadnę do jedzenia i picia(nic innego się dla mnie nie liczy;-)) wracając do błyszczyka...ten ściera się równomiernie, znika ta główna warstwa, ale pozostaje kolorek :) Widać to nawet na ręce... córki (niestety to nie moja ręka widnieje na zdjęciu ;))) miała po zrobieniu zdjęć, problem ze zmyciem próbek tych błyszczyków - mydło musiało pójść w ruch ;) 8 godzin to zdecydowanie zawyżony czas, ale w porównaniu do innych błyszczyków - sprawdzają się naprawdę dobrze :) Zarówno cenowo, jakościowo jak i jeśli chodzi o trwałość. Posiadają aplikatory w postaci gąbeczki, są bezsmakowe i bezzapachowe. Nie wiem jak wygląda sytuacja w innych drogeriach, ale w Estrelli kosztują 16 zł (np. tutaj), a dotarły do mnie w ciągu dwóch dni :) Będę wracała do tych błyszczyków - są naprawdę fajne, mają ciekawe kolorki, dobrze trzymują się na ustach, moich nie wysuszały, a te 16 zł za 6 ml... można przeżyć ;) jak ktoś lubi uśmiechać się kolorowo - ja uwielbiam:-))

15:29:00

Czepiam się... i co z tego wynika?

Czepiam się... i co z tego wynika?

Siedzę przy kawiarnianym stoliku. Słyszę głośny szum wody... to fontanna ustawiona w centrum. Zastanawiam się w jakim celu, w środku zimy ta woda tak spływa z trzech pięter, do cementowej okrągłej misy... nic jednak mądrego nie przychodzi mi do głowy. W ogóle ostatnio, w mojej głowie jest jak na jarmarku z dodatkowymi promocjami i wyprzedażami – ogólny chaos... bez dostępu do logiki. W sali przeważają puste stoliki. To jeszcze nie pora na zakochane pary, już nie pora na na emerytalno - emeryckie spotkania, również nie czas na tajemne schadzki ani biznesowe konferencyjki poza salami konferencyjnymi... 16.30... to taka godzina – luka – powroty z pracy, przewózka dzieci z przedszkola czy szkoły, obiad domowy; oczekiwanie na powrót męża, żony, dzieci ze szkoły, może wyjście po zakupy do lodówki czy po kieckę na sobotnie wyjście... kosmetyczka, fryzjer, szybkie odrabianie lekcji, by wieczorem kino zaliczyć... 16.30... może jakiś serial w telewizji leci (ale tego nie wiem, nie mam telewizora😉), nie znam telewizyjnej rozkładówki. Ja właśnie o tej godzinie siedzę sobie wygodnie w fotelu przy stoliku w kawiarni, gdzie ta wcześniej wspomniana woda ciągle leci i szumi, i jeśli ma za zadanie kogoś uspokoić swoim szemraniem, to nie mnie... wkurza mnie i ciągle nie wiem jaki jej spadania z góry na dół, tak bez przerwy – jest sens... ale dobra... czepiam się

Muszę na czymś innym się skupić... Zastanawiam się dlaczego?... tak właśnie zaobserwowałam... jak kobieta jest po czterdziestce, albo dalej po pięćdziesiątce, to ma wygolony dość mocno kark, przy uszach także, a na czubku włosy mocno postawione, ewentualnie z przedziałkiem lub mocno skręcone. Tak sobie pomyślałam, gdy spojrzałam na panią posadowioną równie wygodnie jak ja, tyle, że w narożniku kawiarni, tuż przy wieszaku do odzieży (ja swoją zwaliłam w fotelu obok). Czepiam się! Zjadła ciastko, zamówiła drugie i do tego zwykła kawa z ekspresu z mleczkiem, jeszcze latte...jizus ta babka umiaru nie ma. Czepiam się!
Cały czas patrzy w telefon, pisze sms-y... znowu patrzy, znowu pisze, zamawia brownie z bitą śmietaną... ależ ma ta kobitka przemianę materii 😉 Nie zazdroszczę, tylko zastanawiam się, właściwie nic mnie to nie obchodzi, ale siedzę tu od 16.30..., jest ledwo 17-sta... ja przy jednej kawie, a ona (?)
Czepiam się!

Z zamyślenia wyrwało mnie głośne wzdychnięcie... to siwiejący od spodu (głowy oczywiście 😉), a z wierzchu mocno dość czerniawy facet od stolika z naprzeciwka. W wieku, albo 50-tki, albo 60-tki... trudno stwierdzić... wyglądał na dość zużyty czasem materiał, ale przy mężczyznach to nic nie wiadomo, wszystko zależy od tego ile palił, pił czy żon i kochanek miał w przeszłości, lub czy aktualnie stres, go dobija... jednym słowem jaki prowadził (i prowadzi😉) higieniczny tryb życia 😉Właśnie wstał i stojąc dopijał resztkę kawy z białej, kawiarnianej porcelany z czarnym napisem w pomarańczowej chmurce "1919 bristot" ze znaczkiem R, czyli zastrzeżone... ale w to nie będę wnikać. Czepiam się!
Wstał i omiótł mnie wzrokiem, na skutek czego przesunęłam się głębiej w fotelu tak by zasłonił mnie bardziej ekran laptopa przy, którym siedzę, piszę, bezczelnie podglądam i obserwuję i co tu dużo gadać: czepiam się!

A woda jak spada, tak spada, szumi i pluska...
Spuściłam oczy i udaję, że dalej coś piszę... do tego w zamyśle coś mądrego, a tak naprawdę, to kątem oka faceta obserwuję jak filiżankę z podstawkiem zanosi do podwyższonej lady z wysokimi stołkami i słyszę jak zamawia: jeszcze jedną poproszę. Boże, ileż ludzie piją tej kawy... już wiem skąd ta wysoka statystyka zawałów. Czepiam się!
Facio wraca do stolika i... myślałam, że od cały czas pod tym stolikiem, jak trzymał tam ręce, to klikał w komórce i być może sprawdzał jakieś kursów notowania... wyglądał z tym szalikiem niedbale na koszuli przewiązanym – na jakiegoś małego wzrostem, ale wysokiego ważniaka... a on? ...on tam po prostu krzyżówki rozwiązywał 😉 Wleciałam, tym razem z wrażenia, jeszcze głębiej niż zamierzałam (w ogóle nie zamierzałam) pod ten stolik jednonogi... dobrze, że z dużą podstawą... butem o nią zahaczyłam i dzięki temu niżej się nie stoczyłam.

Ta woda szemrze i szemrze, co mi uzmysławia, że czas jak ta woda też płynie, a ja zamiast pożytecznie czymś się zająć, to sobie tutaj bezczelnie podglądam i to przy jednej wciąż kawce z cukrem trzcinowym i śmietance, co na początku serduszkiem była, tak ją ładnie pani spieniła.

Spoglądam na ekran laptopa i widzę swoje odbicie w lustrze, którym okryty jest kawiarniany bufet. Nawet w tym półmroku (lampy wiszą na stolikami i niewiele dają światła na boki) poznaję siebie😉... ale nim do tego wrócę, tak się zastanawiam, dlaczego oświetlone są tak mocno stoliki, a między nimi jest bardziej intymny mrok. Ale znowu... czepiam się!

Tak więc widzę siebie w odbiciu lustrzanym, z tą grzywką dzisiaj rano krzywo, własnoręcznie ściachaną (najczęściej sama krzywdę sobie robię, inni służą mi ku pomocy 😉) i patrzę sobie prosto w oczy... patrzę prosto w oczy człowieka, od którego wszystko zależy, a który aktualnie siedzi tu sobie i... i się czepia! 

W tracie przechylania filiżanki, w której nie było już kawy (przechylałam ją dla zmyły 😉) moje bystre oko zauważyło, ucho usłyszało głośno rozprawiającą parę... ona... taka beczułka bez talii, na bardzo chudych nóżkach przypominających zapałki (butki miała w kolorze zapałczanej siarki i spięte wysoko ponad kostkę); on wysoki, z długą szyją z mocno zapiętym na niej kołnierzyku koszuli, ściągniętym dodatkowo niebieskim krawatem w zieloną kratę. Głośno gadali o zakupionej właśnie kanapie... tak głośno omawiali jej walory, że zakłócali szmer (tej ciągle) płynącej wody... a nie myślałam, że można ją zagłuszyć. Usiedli obok mnie, zaraz przy moim stoliku i gadać (o tej kanapie) nie przestawali...tak głośno, że nie dość, że wody już szmeru nie słyszałam, to własne myśli pogubiłam. Więcej taktu – pomyślałam... Czepiam się!

Czepiam się... niepotrzebnie? A świat? Świat też z jakiś nieznanych przyczyn czepia się mnie... począwszy od przedmiotów martwych nawet...W jeden dzień (choć trudno wyobrazić to sobie) - drzwi od zamrażarki nie chcą zamykać zmrożonego schabu (ale od czego jest krzesło, które można przystawić), w laptopie wysiadły klawisze z najważniejszymi literkami (ale może to znak jest jakiś, bym na piśmie czepiać się przestała); włączyłam radio, ale wiadomości w nim nie były odpowiednie dla mojego ucha, więc zastąpiłam je płytą, tyle, że wcisnęłam ją ręcznie zapominając o automacie... to walnęłam w tę wieżę z rozmachem – (zapominając o swojej sile). Teraz na ciszę zostałam skazana – nic nie działa (może to i lepiej, cisza koi). Spojrzałam na zegar, a na nim dziesiąta... no przecież dziesiąta już była, jak zamrażarka mi działania odmówiła... zegar już nie chce odmierzać mi czasu(?)... to odkurzę nieco mieszkanie, żeby z bezradności nie ześwirować... Jak już poskładałam rury do kupy, wyciągnęłam cały kadłub z wielkiej pufy, włączyłam do gniazdka... too (?) pstrrryyk – zgasło światło... Ale ja dzielna jestem, nie poddaję się tak łatwo...po omacku dotarłam do telefonu z myślą złożenia skargi przyjaznej osobie. Nie muszę mówić, że telefon był niedoładowany czyli nie skory do rozmowy (może to lepiej się stało, po co  zapełniać swoimi "troskami" komuś bezcenny czas).

Opadłam w ciemnościach, na wyliniałej swojej kanapie, tylko... tylko zapomniałam, że wcześniej odłożyłam na niej kij od miotły... od razu poczułam, że mam teraz dwa kije 😉Wtedy przyszło zrozumienie-olśnienie.  

Czepiam się! Niepotrzenie!!!
Wszystko ma prawo się zużyć, przedmioty martwe też mogą mieć dość.
Człowiekowi się wydaje, że wszystko rozumie najlepiej, ocenia, wydaje opinie bez zastanowienia: naśmiewa się, naigrywa z innych... czepia się uparcie wszystkiego co widzi, co słyszy i czego dotyka. Pomyłki innych osądza kategorycznie, swoje też nie dają mu spać.. .narzeka na ludzi, przedmioty... dopiero zranienie, kij w tyłek przywraca mu świadomość, że nie można brnąć dalej taką złą drogą...

Trzeba wszystko naprawić (lodówkę, laptopa i wieżę, i... i zegarowi kupić bateryjkę, odkurzacz wymienić na nowy), a ludziom?... ludziom odpuścić! Każdy jest jaki jest i ma prawo czynić jak chce! Znajdować i doceniać szczegóły: dobrą kawę, smaczną herbatkę, kieliszek wina, ciekawą książkę i film porywający, dotyk ręki przyjaciela, głos kochanej osoby, słodko-kwaśny smak winogron, uśmiech nieznanej osoby...to jest szczęście.

Jasne jak słońce, że łatwiej się czepiać, marudzić, narzekać. O wiele trudniej jest być tolerancyjnym, w sytuacjach krytycznych mieć w sobie spokój.
Ale jestem pewna, że życie warte jest każdego wysiłku, żeby odnajdywać szczęście nawet w niesprzyjających warunkach 😊😊
Mieć dwa kije do miotły, to lepiej niż jeden 😉 i lepiej się nie czepiać 😊





Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger