11:06:00

Dwanaście punktów plus trzynasty. Lista Starej Kobiety.

Dwanaście punktów plus trzynasty. Lista Starej Kobiety.

1. Będę bardziej żyła, nie tylko istniała.
2. Dłużej zastanawiała nad odpowiedziami na krótkie pytania..tak? nie?
3. Doceniała słodycz zdrowia, dobra, sytości i wypoczynku.
4.Zakochując od pierwszego spojrzenia, odnajdę siłę w sobie by spojrzeć drugi raz. 
5. Uśmiechała nawet gdy będzie mi smutno, bo może ktoś go zauważy i obdaruje równie promiennym uśmiechem.
6. Realizowała marzenia wbrew trudnościom, bo tylko to sprawia, że życie jest fascynujące.
7. Znowu kochać, bo tylko kochanie jest warunkiem zdrowia  i przedłużenia młodości.
8. Skupiać się na teraźniejszości bez patrzenia w przyszłość, tak bardzo by wyraźnie odczuwać intensywność życia. 
9. Ułatwię sobie życie przez wędrowanie przez nie, tylko jedną drogą. Nawet potykając się, nie pozwolę sobie na upadek.
10. Nie będę starała się zrozumieć wszystkiego, by nie oszaleć z niezrozumienia wszystkiego.
11.Oczyszczę swój rozum z bezrozumności i będę myśleć tylko  o tym co prawdziwe, czuć co piękne, kochać co dobre.
12. Będę uważała na to z kim jem i piję, a nie co jem i piję.
13. Generalnie
NIEWIELE MI DO SZCZĘŚCIA POTRZEBA:
TROCHĘ PIASKU, MORZA, NIEBA...
                                       Jan Izydor Sztautynger
   
i chwila uroczego zapomnienia ;-)





19:29:00

Stara Kobieta zastanawia się: dlaczego?

Stara Kobieta zastanawia się: dlaczego?

Dlaczego, nowa pani doktor rodzinna...
- nie bada  mnie, tylko patrzy się w laptopa  jak wróżka w złotą kulę – laptopa coś boli czy szuka w nim odpowiedzi (po co tu przyszła ta Stara Kobieta?)
- nie ma czasu na wypisanie recepty – to kiedy będzie miała, jak nie będę u niej?
- a jak już wypisze ją źle, to złości się i nie chce poprawić – bo myśli,  że kto ma to zrobić?
-  każe mi" biegać" za kartoteką, która zaginęła z jej winy – chciała sprawdzić czy nie udaję, że tak boli. A może ją nogi bolały?   
Na każde pytanie dotyczące mojej choroby, odpowiada – nie wiem i, bo ja wiem – to ona nie studiowała medycyny?
Wypisuje niechętnie skierowanie na zabiegi potrzebne mojemu kręgosłupowi i narzeka, że to tyle pisania – czy nie chce, żebym była zdrowa, czy nie lubi pisać?
Nie jest zadowolona, że przyszłam do niej – czy ona mnie nie lubi? :(
Może ona lubi by do niej przychodzili tylko zdrowi pacjenci? Albo, i ci niech nie przychodzą, bo nie ma czasu.
Doprawdy nie wiem, dlaczego pani doktor została lekarzem i jak to się w ogóle stało?
Oj tam, oj tam. Czepiam się. Co do czasu, to pani doktor go nie ma, bo jak powiedział Benjamin Franklin "Nie starzeje się ten, kto nie ma czasu" Pani doktor potraktowała te słowa jako receptę na młodość. Tylko dlaczego w czasie pracy?







10:58:00

Nigdy więcej TY i Stara Kobieta...

Nigdy więcej TY i Stara Kobieta...

Nigdy więcej TY ...

Nigdy więcej TY, nie spojrzysz na mnie złym wzrokiem.
Nigdy więcej TY, nie podniesiesz na mnie głosu.
Nigdy więcej TY, nie podniesiesz na mnie ręki.
Nigdy więcej TY, nie oszukasz mnie.
Nigdy więcej TY, nie wykorzystasz mojej słabości.
Nigdy więcej TY, nie  wypowiesz raniących mnie słów.  
Nigdy więcej TY, nie pójdziesz obok mnie.
Nigdy więcej TY, nie doprowadzisz mnie do łez. 
Nigdy więcej TY, nie będziesz ze mną. 
             
Nigdy więcej JA ...
Nigdy więcej JA, nie spojrzę na Ciebie kochającym wzrokiem.
Nigdy więcej JA, nie  powiem do Ciebie słowa.
Nigdy więcej JA, nie pogłaskam Cię ręką.
Nigdy więcej JA, nie  uwierzę Ci.
Nigdy więcej JA, nie będę słaba.
Nigdy więcej JA, nie będę Cię słuchać.
Nigdy więcej JA, nie zabiorę Cię na spacer.
TERAZ JA...BĘDĘ  SIĘ  TYLKO  ŚMIAĆ.  
TERAZ JA...BĘDĘ (nie z Tobą) i bez samotności przy Tobie.   


















21:22:00

Stara Kobieta czyta, żeby nie mieć głupiej miny.

Stara Kobieta czyta, żeby nie mieć głupiej miny.
Teraz to powieść, romans, reportaż w jednym. A wszystko za sprawą książki  "Zabijemy, albo pokochamy".


Dziewięć bardzo osobistych opowiadań, polskiej korespondentki wojennej Anny Wojtachy o Rosji, zebranych w jedną opowieść.
Anna Wojtacha przedstawia w prosty sposób, bez oceniania  - poznanych w swych dziennikarskich podróżach, Rosjan. To nie ludzie z pierwszych stron gazet, to uwikłani w  różne,  nie raz nader skomplikowane sytuacje, zwyczajni Rosjanie, na których dziennikarka nie patrzy obojętnie i chłodno. Nie w taki sposób, żeby tylko zrelacjonować ich historie. Ona angażuje się bardzo emocjonalnie  w ich życie. Stara się zrozumieć ich poczynania, wybory -  jednakże nie wchodząc brutalnie i agresywnie w ich świat choć bardzo głęboko.  Zaprzyjaźnia się z mieszkańcami tej Putinowskiej Rosji i uczy innego życia, niż to, które ona zna. Opowiada o ludziach w ekstremalnych sytuacjach życiowych, z bagażami dla nas czasem zupełnie  niewyobrażalnych doświadczeń, z pamięcią przeszłości, która wlecze się za nimi jak ciężki głaz, nie mogą się od niej uwolnić i ona ciąży na ich obecnym życiu. Anna Wojtacha z czasem staje się tak daleko uczestniczką zdarzeń, które opisuje, że sama musi dokonywać wyborów.  I to jest najbardziej pociągające w tej książce, że autorka ją pisze przez pryzmat własnych (nie raz i nie dwa) bardzo intymnych przeżyć, doznań. One wpływają tak bardzo na jej życie, że ulega ono zupełnemu wywróceniu. I o tym szczerze pisze, nie koloryzuje, z dystansem do siebie, odkrywając też siebie na nowo. 

Jedna z tych bliskich relacji z Rosjanami, przeradza się, co tu mówić, w namiętność i miłość. Miłość do snajpera Specnazu. Wie o nim niewiele....
"Świat znowu wydaje mi się odrealniony. Ogi mocno ściska mi rękę, a kiedy tylko zamykają się za nami drzwi windy, zaczyna ściągać ze mnie ubranie. Odpływam i przytomnieję dopiero po paru godzinach. Pod palcami znowu czuję bliznę na jego twarzy.
Kim ty jesteś, Ogi?
Duchem – szepcze i wtula w moje piersi."

W spotkaniu z czeczeńskim chłopcem, którym chwilowo opiekuje się Anna – jej miłość i namiętność – Ogi – mówi, że nie jest psem jak opowiada ojciec chłopca "Bo psy mają cztery łapy, ogon i futerko, a ja przecież nie mam, nie?"
Twardy żołnierz, wierny obrońca kraju w walce z Czeczenią nigdy nieokazujący słabości, okazał dobrotliwą postawę wobec czeczeńskiego chłopca. Dużo go to psychicznie kosztowało, a przed nim było jeszcze spotkanie z matką chłopca i strwożone spojrzenie Anny.
To tylko dwie sytuacje z książki, o intrygującym Ogim, o którym autorka pisze "Pewna natomiast jestem, że nie znam go do końca i nigdy do końca nie poznam. Że do pewnej sfery jego  życia nie mam i nigdy nie będę miała dostępu."

Inne, mniej zagadkowe, lecz przez to wcale nie mniej interesujące postacie z powieści to: prostytutka moskiewska – Ninoczka, mały czeczeński chłopiec – Sapik, Nadia i Aleksander z Irkucka, budowniczowie rurociągu, kombatant wojny czeczeńskiej i wiele innych. Wszystko opowiedziane nieudawanie z emocjami, bez upiększania, bez retuszu. Prawdziwe historie ludzi Rosji takiej jakiej nie poznacie jeśli nie pojedziecie do niej, albo gdy nie przeczytacie książki Anny Wojtachy. 

Na pewno pokochacie niewymyślonych, lecz prawdziwych z krwi i kości bohaterów. Są różni, ale łączy ich to,że są wrażliwi i dobrzy, choć warunki i okoliczności, w których przyszło im żyć niejednokrotnie nie dają do tego podstawy. Przerażająco prosto podchodzą do siebie i innych..."albo cię zabijemy, albo pokochamy".


Płaszczyk - 5 zł / spodnie - 3 zł/ buty - 3 zł

16:28:00

NAMIĘTNOŚĆ (to imię Jego) – zapukała do Joli.

NAMIĘTNOŚĆ (to imię Jego) – zapukała do Joli.

Pukanie – delikatne. Puk, puk.
  • Kto tam?
  • Namiętność.
  • ???
  • Otwórz proszę – słychać tajemniczo brzmiący głos
  • Skąd się wziąłeś – pyta Jola – Nie mam czasu. Czekam właśnie na gości.
  • Będziemy tak rozmawiać prze zamknięte drzwi? – indaguje Namiętność
  • Mówiłam już, że robię pierożki – broni się Jola
  • Mówiłaś, że czekasz na gości? Ja też jestem gościem.
  • To akurat prawda. I do tego bardzo rzadkim – sarkastycznie wzdycha Jola – Pierożki właśnie lepię dla gości, ale ciebie się nie spodziewałam.
  • Spodziewałaś, spodziewałaś. I czekałaś. Każdego dnia dajesz temu wyraz. Czekasz. Zdajesz sobie sprawę, że tak działasz żebym przyszedł ja,  albo ktoś inny, z obojętnie, której strony. - Namiętność nie dawał za wygraną. Dzisiaj jestem ja - dodał
  • Bo ja wiem? - zastanawia się Jola – Ty?
  • Tak. Wiesz to. Masz w sobie żądze namiętności i emanujesz nimi. Nie udawaj. Zdajesz sobie sprawę ze swojego oddziaływania na innych - odpowiada szybko głos zza drzwi.
  • Może – powątpiewa Jola – ale to kiedyś. Lata temu miałam w sobie iskrę, teraz to tak nie działa. Opakowanie mi się zużyło. Lata przeszłości są dłuższe niż  te zapowiadane w przyszłości, a teraźniejszość... jaki koń jest, każdy widzi.
  • Tak nie jest. Ciągle jest w tobie coś, co mnie pociąga – ciągnął niezrażony Namiętność.
  • Teraz kiedy doszłam już do tego jaki mam wiek, a właściwie zdziwił mnie długi stukot lat, to sama ustaliłam  sobie cyferki do powtarzania. Różnią się nieco od tych z dowodu osobistego. Nie mniej nie są one na tyle niskie, żebym skorzystała z możliwości zaproszenia cię - zaczepnie, ze śmiechem odpowiada Jola, dalej stojąc przy zamkniętych drzwiach
  • Ale właśnie przyszedłem. Jestem Namiętność. Otwórz. Byłem u ciebie w zeszłym roku.- kontynuuje nieustępliwie Namiętność.
  • Chyba cię nie zauważyłam – ironizuje Jola
  • Ja pamiętam i nie mogę zapomnieć...
  • Gdzie i kiedy ? I gdzie się podziałeś ? - wybucha śmiechem Jola 
  • Przypomnij sobie. Loggia na ostatnim piętrze budynku. Stamtąd podziwiałaś piękny widok na miasto, rzekę, w oddali las, a nad nimi niebo rozjaśnione z niebieskości do białości, rozżarzoną kulą słońca. Byłem tam, obok ciebie
  • Tak?
  • Miałaś obcisłą sukienkę w biało-granatowe kwiatki. Sukienka ściśle opinała twoje uda, kibić i piersi. Stopy wsunięte w białe, horrendalnie wysokie szpilki – dopełniały opalonej równomiernie całości. To wiosna dopiero była, ale słoneczna czego byłaś odbiciem. Szczebiotając radośnie, rozpływałaś się nad urokami oglądanej panoramy miasta.
  • A ty ?
  • W sportowym ubraniu.
  • Tak pamiętam, ale co robiłeś?
  • Przytakiwałem ci we wszystkim, ale tylko myślałem jak cię wciągnąć z tego słoneczka do mieszkania i...i zawrzeć w ramionach. Całować w czerwone usta. Koniecznie pozbawić sukienki i dotykać, dotykać...Było bardzo gorąco.
  • No tak. Skoro było gorąco, bez sukienki byłoby lżej – śmieje się Jola – Co do ust, po całowaniu przestałyby być czerwone. Używam nietrwałych, tanich szminek.  Pod sukienką miałam gorset. Ledwie oddychać mogłam – kontynuowała dalej
  • Gorset? Ciekawe. 
  • Ha,ha, ha – zaśmiewa się Jola – faktycznie ciekawe jak byś szybko uciekał, gdybyś zobaczył to co pod gorsetem. Jednakże pod warunkiem, żeby ci wcześniej nie wrócił wzrok i prawidłowe myślenie w trakcie rozpinania go. Wprost proporcjonalnie, albo jeszcze bardziej z każdą rozpinaną haftką zwiększałaby się po twoimi dłońmi ilość tego opalonego ciała. Pod wszakże jeszcze jednym warunkiem, że przedtem nie wyrzuciłabym cię z loggii w dół? Ale odechciało ci się jakoś, przewidziałeś czy pomyślałeś, że energia burzy się w mej duszy, niestety nie w ciele, już?
  • Nie. Tylko zadzwonił dzwonek do drzwi.
  • Wow. Miałeś szczęście.
  • Schowałaś mnie do drugiego pokoju.
  • Dlaczego, przecież nie znałam wtedy twego drugiego imienia?
  • Nie. Nie dałem po sobie poznać. Spodziewałaś się kogoś kto bez tego nawet, nie powinien mnie widzieć.
  • I co?
  • Siedziałem zamknięty na brzegu szerokiego łóżka i gapiłem w swoje odbicie , w lustrze szafy.  Gadamy i gadamy.  - otworzysz mi wreszcie , czy mam tak czekać jak w tamtym pokoju -  niecierpliwi się Namiętność
  •  W końcu wyszedłeś z niego, jak wyszedł listonosz, bo to listonosz tylko był.
  • Tak, jak on poszedł, ja wyszedłem... i z pokoju, i domu. Szybko windą na dół.
  • Wygodniej windą niż z loggii w dół napędzany przeze mnie...
  • Ty wiesz, powtórzę to jeszcze... działasz tak, że od razu mam fantazje... na twój temat i...
  • Teraz wróciłeś, po roku, żeby mi to powiedzieć? Swoją drogą trochę ci zeszło – rzekła lekko skrępowana jego słowami, Jola – po co ty mi o tym wszystkim mówisz i mi tu pukasz?
  • Nie mogę się wprost oprzeć, żeby ci o tym powiedzieć, bo tamto przedpołudnie ciągle pamiętam i dlatego pukam do twoich drzwi.
  • Myślałam, że nikt i nic (oprócz  siebie, rzecz jasna) nie jest w stanie mnie zaskoczyć i zadziwić.
  • Nie udawaj. Ty masz świadomość siebie ciągle mimo upływu czasu, który tak podkreślasz. Wpuścisz mnie wreszcie?
  • Zawstydzasz mnie. Nie wiem co powiedzieć. To wszystko miłe co mówisz, ale...
  • W sumie, mi też trochę głupio...- niepewnie skwitował głos Namiętności – to co będzie?
  • Spróbuj zapukać do drzwi obok, piętro niżej, albo jeszcze gdzie indziej. Tam gdzie młodsze ode mnie i piękne kobiety czekając na gości nie lepią pierożków. Chętnie cię przyjmą – mówi Jola zerkając na zegar i stolnicę z niedokończonymi pierożkami.
  • Nie wiem. Może powinienem bardziej trzymać się w ryzach, ale czasem, właściwie często, nie mogę się powstrzymać jak...widzę kuszące piękno... i to coś czego nie potrafię teraz zdefiniować.
  • Nie. Uwierz mi. Zresztą ty to wiesz. Żyje się raz i tylko jeden raz. Żeby coś wspominać, trzeba coś przeżyć. A kiedy jak nie teraz. Poddaj się swoim marzeniom i pragnieniom. 
  • Po co kiedyś żałować, że się czegoś nie zrobiło. - przekonuje starając się subtelnie wyrażać, Jola.
  • ???
  • Jesteś tam?
  • Tak. Idę już. Było miło pogadać choć przez drzwi  - z uśmiechem żegna się Namiętność.
  • I interesująco. Zapukaj kiedyś jeszcze. Może otworzę ci drzwi.
  • I poddasz mojej namiętności? 
  • Twojej? Tego nie powiedziałam, ale lubię emocje, gorące emocje i  z tobą rozmowy, nawet przez drzwi – mówi Jola, cmokając w przestrzeń.
  • PA.
  • Czas wracać do lepienia pierożków – uśmiecha się w zamyśleniu do siebie Jola.
  • Puk,  puk – znowu do drzwi
  • Wrócił ? - zastanawia się Jola i z zapałem otwiera drzwi.
  • Oo! - lekko rozczarowana Jola – reaguje zdziwieniem na twarze przecież zaproszonych osób.
  • Tu się dzwoni, a nie puka – burczy.
P.S. Wszelkie podobieństwa osób i zdarzeń są nieprzypadkowe, ale nie mają nic, do tego kolejnego wynurzenia Starej Kobiety. Jak to u mnie, Starej Kobiety... plącze mi się. ;-)



17:57:00

Objaśnienie słowa SEKS (udany) ;-) z czepianiem się Starej Kobiety.

Objaśnienie  słowa  SEKS (udany)  ;-) z czepianiem się Starej Kobiety.
Kapelusz F&F - 29 zł/ narzutka sh - 6 zł/ sukienka sh (z metką!) - 13 zł/ buty sh - 6 zł
Spontaniczna, samorzutnie wynikła z nagłego porywu namiętności  :-)
Entuzjastyczna, radosna, natchniona, eksplodująca z dobrych emocji   :-D                              
Kopulacja (z łac.) dwojga cudownie oślepionych i przygłuchawych istot
Systematycznie powtarzana, bo tylko trening czyni mistrza
                                                   
Czepianie się.
Mówi się, że seks się uprawia, jakiś zawód też się uprawia, np. On uprawia zawód aktora. I tu, pozwolę sobie -  nie zgodzić się. Zawód  wg mojej, nabytej w ub. wieku wiedzy, wykonuje się.  A " uprawianie seksu" to nie tyle samo co uprawianie roli czy ogródka. To co się w takim razie robi z tym seksem? Przecież nie wykonuje?

???

WIEM. Seks to wielka sztuka i w niej się gra.
W tej kunsztownej grze gra tylko dwoje aktorów.
Nie muszą być bardzo młodzi, ani piękni zanadto.
Mogą grać bez względu na miejsce, porę dnia i pogodę. Bez słów i rekwizytów. Tylko zapachem, dotykiem i spojrzeniem.
Od tych dwojga tylko, od ich błyskotliwości w porozumiewaniu się zależy przebieg gry.
Sceneria gry nie jest kosztowna. Jest obojętna. Nieobojętni tylko muszą być gracze (będący jednocześnie aktorami, reżyserami i scenarzystami) Przyśpieszone tętna, rozszerzone źrenice, rozgrzane ciała - są znakiem ich szczerego udziału w grze.
Bez ich zaangażowania i szczerości w ukazywaniu namiętności, gra się nie uda.
Ta gra różni się od innych tym, że dobrze rozegrana nie ma przegranej strony.
Obie są wygrane.

Jest jednakże jeden warunek, żeby wszystko było kunsztowną grą i z cudownym happy endem, który będzie początkiem kolejnej gry i tak dalej, i jeszcze raz, i pięćdziesiąty, i tysiącstopiąty......(och, chyba mi się przysnęło przy tej przeliczance)
Jaki? Ja wiem.
Podpowiem. Nie wino, szampan i truskawki, nie muzyka, nie morze, nie śpiew ptaków, ani nie księżyc czy gwiazdy na niebie.
To wszystko może być. To nie przeszkadza. ;-)
To pokreśli, uszlachetni, upiękni, ale nie zastąpi ......
To co to, u licha, Stara Kobieto?
Składa się z sześciu liter.( I wtedy już jest, i to wino jest, i truskawki pachną jak świeże, choć to mrożonka )

???

Skoro nie wiesz i  nie znasz głównej zasady gry, jej podstawowego warunku...nie możesz w nią grać.
Ten post dedykuję  ANDRZEJOWI, o którym wiem, że zna główny warunek tej gry. I oby jak najdłużej miał z kim grać. ;-)




19:20:00

Déjà vu (?) Starej Kobiety.

Déjà vu (?) Starej Kobiety.

Lipiec 1976 r. Przystanek tramwajowy, skrzyżowanie ul.Maya i ul.Karola.

Młoda dziewczyna, nie tyle ładna co intrygująca ciekawymi rysami twarzy.
Naturalna (jeszcze niefarbowana) blondynka o niebieskich, żywych oczach, które ciekawsko, ale jakoś też dumnie wyzierają spod gęstej, nieco krzywo przyciętej grzywki, zakrywającej ciemne brwi.
Włosy ma niedbale upięte wysoko w kok, ale po bokach twarzy niesforne kosmyki właśnie się uwolniły wskutek letniego porywu wiatru, który okazał się silniejszy niż parę wsuwek. To dobrze, bo zakrywają jej lewe ucho, które jest lekko odstające co złości i zawstydza ich właścicielkę. Mamine przyklejanie w dzieciństwie plastra by zapobiec (Nie trzeba było się upierać przy spaniu tylko na prawym boku ;-)) coraz większemu odstawaniu ucha, nic nie dało.
Ze względu na porę roku dziewczyna odziana jest w letnią, zwiewną sukienkę wirującą od pasa.
Bystre oko krawcowej odgadłoby, że uszyta jest z tzw. koła materiału. Szerokie ramiączka podtrzymują mocno dopasowaną górną część sukienki. Jak na 1976 rok dość odważnie, głęboko wydekoltowaną. Ale cóż, panna jest młoda, zgrabna, z długimi nogami, które opalone wydają się jeszcze bardziej wysmukłe niż w rzeczywistości. Falbanka, którą dodatkowo jest obszyty dół sukienki jest sztywna. Zamiast okrywać kolana, zalotnie uchyla się i ukazuje kształtne kolana i trochę powyżej, kawalądek jędrnego uda.
Mariola (jej drugie imię) ma 19 lat, właśnie parę dni temu wyszła za mąż. Jest zakochana i czuje się najszczęśliwszą dziewczyną (pardon: kobietą) na świecie.
Ta radość z niej emanuje w każdym spojrzeniu, geście.
Właśnie stoi, a raczej spaceruje sobie wymachując wesoło białą torebeczką, zapinaną na srebrne bigielki. Torebeczka idealnie pasuje do jasnoniebieskiej kiecuszki w białe kwiatuszki. Do tego białe sandałki na niedużych (biorąc pod uwagę stosunkowo wysoki wzrost dziewczyny... 170 cm) stopach. Wysokie obcasy przy pantofelkach czynią ją jeszcze wyższą.
Panna jak z obrazka. Elegancka zwykłą prostotą, niby skromna, ale kusząca niewinnymi uśmiechami, które rozdaje na lewo i prawo, ukazując swoje nieskazitelnie białe, równe zęby między wydymanymi, czerwonymi wargami. Te czerwone usteczka to jedyny wyraźny, jakby niepasujący do stonowanej reszty, element. Za to bardzo pasujący do mlecznoczekoladowej opalenizny będącej rzadkością u raczej bladolicych blondynek, opalających się z reguły na różowo (jest 1976 rok, nie ma solariów).

Mariola zdaje sobie sprawę, że zwraca sobą uwagę. Ale oto jej chodzi. Chce żeby wszyscy widzieli... nie, nie jaka jest urocza, świeża i młoda (chociaż może troszeczkę ;) Czuje się ważna.
Chce żeby wszyscy dookoła obserwatorzy widzieli jaka jest szczęśliwa, jaka ważna. Jest dorosła, rozkwita i, i, i ma męża. Jest ważna. Ma nową rodzinę.
Nadjechał tramwaj. Wbiega tanecznym krokiem po schodkach jednakowoż przepuszczając przed sobą starsze osoby, a tym samym dając sobie jeszcze czas na pogwiazdorzenie przed innymi osobami pozostałymi na przystanku.
W tramwaju jest wiele osób, ale też wiele wolnych miejsc.
Mariola jednak zbyt jest zajęta swoimi myślami jak to jest cudownie, jak to cudownie młodą, zakochaną i kochaną być... by siadać i tym samym zdusić w sobie rozpierającą radosną dumę. Wyciąga prawą rękę i schwyciła się górnego uchwytu przymocowanego do drążka biegnącego przez cała długość wagonu tramwajowego. Patrzy w górę na swoje jędrne, sprężyste ramię w zagięciu, którego fruwała torebka. Prawą rękę musi mieć wolną, bo na palcu prawej dłoni siedzi grube, jak najbardziej złote kółeczko. Wyciąga tę dłoń, niby przypadkiem przed siebie, tak aby mogła spoglądać na nią dumnie, ale żeby inni również zauważyli , że na jej palcu dodatkowo jeszcze poniżej złotego kółka mruga oczko z pierścionka zaręczynowego.

Patrzy... raz na ramię trzymające drążek, raz na zaobrączkowany palec młodej dłoni.

  • Teraz, od tego przystanku, skrzyżowania dwóch głównych ulic jej miasta, zaczyna się jej nowe, jeszcze piękniejsze niż dotychczas życie. Będzie wspaniałe i niech wszyscy jej zazdroszczą – pomyślała, omiatając zarozumiałym spojrzeniem współpasażerów wśród, których (nie licząc dzieci) była prawie jedną z najmłodszych.
  • Czyż nie jestem wspaniała i mam tyle szczęścia, i jest lato. Zawsze niech będzie lato. Tyle jeszcze przede mną cudownych, ciekawych na pewno i dobrych lat – nie przestawała marzyć.
  • Jest kobietą, młodą kobietą, ładną kobietą, (lubi być kobietą) kochaną kobietą z otwartą wielką księgą przyszłości. Wszystko przede mną jest wielkie. O wiele większe niż to co za mną. Przede mną życie . Wiele czasu.

Przystanek. Czas wysiąść.

  • Jadę dalej, będę jechać długo – myśli Mariola nieustannie patrząc na swoją dłoń.


40 lat później.

Lipec 2016 r. Przystanek tramwajowy, skrzyżowanie ul. Maya i ul.Karola.
Niemłoda już kobieta ze śladami nie tyle wybitnej, co może kiedyś interesującej urody. Blondynka o imieniu Mariola, w pasmach od Garniera, albo innego Loreala upiętych pieczołowicie w kok. Letni, nader gwałtowny wiatr burzy jej misterną fryzurę wywołując irytację, bo fruwająca grzywka odsłonia krzywą, za ciemną naprędce wykonaną hennę brwi. Jak na lipiec jest chłodno, temperatura poniżej 20 stopni. Jest w płaszczyku koloru ziemi, a pod spod wpół rozpiętego płaszcza wygląda falbana granatowej bluzki, której deseń kwiatowy kolorystyczne współgra z brązową barwą spodni i dość wysokich szpilek. Przez ramię przewieszona torebka tworzy w sumie dość elegancką klasyczną całość. Wysoki obcas wydłuża optycznie jej nieco zbyt grube, obarczone cellulitem uda, co w przypadku ubrania spodni nie jest akurat tak widoczne. Stara się trzymać prosto sylwetkę (zawsze pierś do przodu! w wyglądzie i życiu! powtarzała jej babcia, a ona to pamięta) ale dzisiaj jest akurat ten dzień kiedy mocniej dokucza jej ból kręgosłupa, a wypadek sprzed dwudziestu laty, kiedy miała dokładnie połamaną lewą nogę, też staje jej przed oczami, bo właśnie źle nią stąpnęła chcąc utrzymać równowagę. Patrzy na otaczających ją ludzi. Wszyscy tacy młodzi, roześmiani. Próbuje się też uśmiechać. Lubi się uśmiechać. Ma ciągle piękne (swoje) zęby. Wie o tym. To dla tych zębów (tak żartobliwie twierdził) zakochał się w niej mąż 40 lat temu jej mąż
Kobieta jest delikatnie opalona. Tego roku nie dopisało jeszcze słoneczko. Lubi się opalać i lubi być kobietą, ale nie jak kiedyś (nie jak kiedyś opalać się i nie jak kiedyś być kobietą) Teraz uważa bardziej na opalanie. Jej skóra stała się cieńsza, delikatna, a lata bezkarnego opalania nienajlepiej wpłynęły na jej obecny wygląd. Z kolei bycie kobietą w wieku 19 lat jest zupełnie inne niż w wieku 59.
Przechadza się po przystanku. W oczekiwaniu na tramwaj obserwuje tłum. Jest w nim prawie najstarsza.

  • Prawie, stanowi różnicę – uśmiecha się do siebie, sarkastycznie dodając w myślach... na razie prawie.
  • Ale za to ładnie ubrana – pociesza się.
  • Jakby co i nie dam rady w tych szpilkach to mam w torebce równie pasujące do stroju balerinki – uśmiecha się do swojej przewidywalności .
  • Tu, po przeciwnej stronie przystanku gdzie jest mały market przed wielu laty była knajpka z dancingiem. Ależ ja tam szalałam – przypomina sobie w myślach.
  • Szkoda, że ją zlikwidowali ... chociaż to już bez znaczenia – zreflektowała się smutno.
  • Tyle już za mną, o wiele więcej niż przede mną.

Część oczekujących zaczyna niecierpliwie ją przepychać, żeby dostać się do nadjeżdżającego właśnie tramwaju, a ona w swej zadumie tarasowała im jedno z przejść.
Uśmiecha się w dal, jak najpiękniej potrafi z przeprosinami na czerwonych wyzywająco ustach. To jednakże nie uspakaja emocji.

  • No k...a , w lewo albo w prawo. Babsztyl jeden stanął jak ten kołek i stoi. Stoi, bo stary i ma czas. - dochodzi do jej (tego bardziej odstającego) ucha.
  • Stary kołek to raczej już nie stoi, a na pewno już nie ma czasu – odpowiada zaczepnie kobieta usuwając się w bok, nie wyzbywając czarującego uśmiechu.

Wygolony po czubek głowy młodzian (jednakże z długą kitą umiejscowioną na tymże czubku) patrzy z góry ;-) na o głowę wyższą kobietą – masz problem ? - z takim samym wyrazem troski co i groźby – pyta i przysuwa się do kobiety (bynajmniej nie w celu nawiązania nici sympatycznego związku). Zamiast wsiadać do wagonu.
- Oj, chyba chłopak nie miał czasu nabyć dobrych manier i nie ma z pewnością (przynajmniej dziś) humoru – myśli kobieta szybko odskakując od młodziana i wsiadając (wszakże nie do tramwaju, na który czekała)
Zrobiło się jej gorąco. Przytrzymując poręczy siedzenia dość zgrabnie zdejmuje płaszczyk. Uwolniona od wierzchniego okrycia, czuje się swobodna choć jedzie w innym niż zamierzała kierunku. Tramwaj raptownie hamuje.
Unosi rękę i chwyta zwisający z góry uchwyt (pętla kojarzy jej się ze sznurem szubienicznym).
Luźny rękaw bluzki opada, odsłaniając rękę aż do ramienia, od wewnątrz dużo jaśniejszą niż z góry. Brak w niej sprężystości. Od pachy aż po łokieć ręka faluje zwisając jak połamane skrzydło ptaka, dodatkowo zamiast piórami obleczone ciastem naleśnikowym.
Kobieta jest niezadowolona. Chce ukryć ten dowód czasowy, ale musi się przecież trzymać. Dłonią drugiej ręki przytrzymuje torebkę i palto.
Na żadnym z palców nie ma złotej obrączki. Niebieści się za to plątanina żyłek widoczna przez opalony, z brunatnymi przebarwieniami słonecznymi naskórek.
Nie chce, żeby jej się ktoś przypatrywał. Opuszcza rękę trzymającą górną poręcz, a drugą osłania kawałkiem płaszczyka. Utrzymuje równowagę opierając się jedynie biodrem o bok oparcia krzesełka.
Jedzie bez trzymanki ;-)
Zwalnia się miejsce siedzące. Szybko (bez zbędnego zastanawiania się) zajmuje je.

Przystanek. Czas wysiąść,

  • Jadę dalej, choć przesiadłam się do innego tramwaju. Pojadę jeszcze trochę – myśli Mariola nieustanie patrząc na swoją dłoń.





21:09:00

Porannik (podomka, szlafrok). Pytanie Starej Kobiety w podomce, o poranku...

Porannik (podomka, szlafrok). Pytanie Starej Kobiety w podomce, o poranku...

Jakie to dziwne i niesamowite. Pojawiamy się na ziemskim globie, jedni z krótszą, drudzy z dłuższą wizytą. Tak naprawdę nie wiadomo dlaczego i po co? Przebiega ona różnie, nie zawsze jest szampan, truskawki i słodki tort. Bywa gorzki smak chleba i wody. Zamiast uśmiechu – cierpienie i zgryzota. Szybko zaczynamy zdawać sobie sprawę, że nawet jak jest bardzo cudownie i pięknie, i wszelkie trudy idzie pokonać, to w tyle głowy, gdzieś tyka pytanie: po co, w jakim celu, jak w końcu i tak trzeba będzie opuścić to grono, z którym jesteśmy. Jaki jest sens? Czemu ma służyć ta gościna ziemska? Jak trudno się gościć z myślą, że trzeba będzie zostawić swoje miejsce przy stole, niedopite Campari z lodem, tuńczyka w sałatce i pożegnać współbiesiadników imprezy, zwanej umownie życiem.

Skąd te myśli o poranku? Zielona herbata z cytryną, twarożek ze szczypiorkiem na chlebku z siedmiu ziaren zbóż, obok w miseczce pachnące morelki, a w planach na dzisiaj... niemyślenie, niepracowanie, ... marzenia, głębokie oddychanie. Nawet nic nie boli. Jedyny ból to myśl o zrobieniu zakupów jedzeniowych, bo jakoś wszystko pokończyło się, co uświadomiłam sobie chcąc wieczorem, poprzedniego dnia zrobić córce budyń. Nie można było wygrzebać dwóch łyżek cukru z paru cukierniczek serwisowych. To skąd to filozoficzne zadumanie i zapytanie? Może wskutek niezapowiedzianego, wczorajszego spotkania z Niną.





Za oknem lipcowe słońce. Trochę zaszło, a dopiero 7 rano. Rozpętał się wiatr, niebo zasnuło ciemnym welonem. Pewnie będzie padać. Myśli nie odchodzą. Natrętne jak mucha, która nie wiadomo skąd się wzięła i bezczelnie rozsiadła na najpiękniejszej z morelek w miseczce. Ustrzeliłam ją, wduszając w owoc . Tym samym pozbyłam się złego i dobrego. Cholerka. Jeszcze szlafroczek ubrudzony sokiem. Będzie jak nic plama. Było się tak mścić na muszce? Mimo chwilowego odpłynięcia w inny stan świadomości związanej z akcją, z muchą (dzięki, że singielką), pytanie o sens życia dalej nie odpływało. Płynęły natomiast i odpływały goniąc jedna za drugą informacje z radia: w sejmie ustawa goni ustawę, będzie świeciło słońce, a na wschodzie deszcz, jakiś drań pobił pana, co był bardzo ustosunkowany, w tym sezonie modny róż, nasi piłkarze nie wygrali, ale i tak wygrali, gwiazda – celebrytka zmieniła sobie twarz, teraz zmienia męża, najlepsza higiena intymna z..., Lewandowski nie boi się ukłucia igłą i oddaje krew, przyjedzie Barack Obama i będzie szczyt, pijany kierowca wjechał w tłum, pani z telewizora co to uczy innych gotować przeszła na dietę i schudła. Słowa, słowa.... PAROLE, parole.... (tu słowa piosenki będące dźwiękiem telefonu). Uporczywa melodyjka z telefonu zakłóca potok wiadomości.
Telefon. Gdzie on jest. Czy ja zawsze muszę go szukać.
Poranek jakich wiele. Dźwięk telefonu też niczym dziwnym. Muszę mu zmienić melodyjkę. Jest.
  •  Cześć Dominiczko. Co tam?
  • Nina nie przyszła dzisiaj do pracy. Umarła.
  • ?????????
    Słuchałam w milczeniu przejętej Dominiki, słyszałam jak przełyka ślinę, krztusi lekko, zaciągając papierosem.
  • ????????
  •   Niemożliwe – wyjąkałam.
  • Wczoraj była. Tu. W tym miejscu. Papierosy paliła. Piła wino. Nawet się specjalnie nie żegnała. Powiedziała - pa. Lecę już. Pędzę. Dzięki ...............
    SKOŃCZYŁA SIĘ BARDZO MIŁA WIZYTA.
  • Rozpętała się burza. - Muszę pozamykać okna
  • Będą rozpogodzenia, rozjaśni się, na wschodzie bez zmian – informuje pani z radia...szykuje się kolejna dobra zmiana – na innej fali zapewnia pan redaktor.
    Nie czekam na dalszy ciąg wypowiedzi...zmieniam stację... dziwny jest ten świat – śpiewa Czesław Niemen
    Trzask. Źle domknięte okno uderzyło. Powiew wiatru przewrócił na stole filiżankę z niedopitą herbatą, która zmoczyła serwetki z białymi kwiatkami.
    To serwetki, które wczoraj przyniosła mi Nina.
  • Bo ty lubisz takie dodatki, będą świetnie pasować do twojego serwisu do herbaty, który masz po mamie – powiedziała wręczając mi parę paczek ślicznych serwetek jako dodatek do kupionej butelki białego wina, kiedy wpadła do mnie tak sobie. Bez zapowiedzenia, na spontana.
  • Niech to będzie rekompensata i dowód wdzięczności, że mogę u ciebie palić – dodała – wyjmując z torebki papierosy łącznie z własną popielniczką.
    Usiadłam bezwiednie przy mokrym stole patrząc w aparat telefonu i przypominając uśmiechnięte oblicze Niny.
    Wczoraj, to była ostatnia wizyta Niny u mnie. Skończyła się też jej 60-letnia wizyta na ziemi.
    Przyszła do mnie po to też, żeby pożyczyć torebkę. Miała więcej pieniędzy ode mnie. Znacznie więcej. Tak się jej w życiu po prostu udało. Oszczędzała, mało kupowała.
  • Dlaczego sobie raz nie sprawisz przyjemności i nie kupisz wreszcie coś sobie samej, coś ładnego. Zamiast papierosów – rzuciłam z przekąsem.
  • Wiesz Dorotko, starość jest długa, trzeba oszczędzać. To co pożyczysz? Po niedzieli oddam.
  • Oczywiście. Nie śpiesz się. Oddasz przy następnej wizycie.
Po co Nina była z wizytą na ziemi? ŻEBY SPRAWIAĆ LUDZIOM PRZYJEMNOŚĆ.





Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger